Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Halucynacje

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez N2
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pon Sie 08, 2011 01:40    Temat postu: Halucynacje Odpowiedz z cytatem

notka na salonie24 http://nina2.salon24.pl z dn. 8/8/2011

Wklejam tu moją dyskusję z KAP1 na blogu http://arkadiusz.jadczyk.salon24.pl/330040,droga-mistrzow Arkadiusza Jadczyka i moją odpowiedź:

K1: Zacząłem szukać na pracowni http://pracownia4.wordpress.com/2011/07/18/halucynacje-obe-a-usterka-w-mozgu/ artykułu o OOBE (że nieprawda)
N2: Zajrzałam w linka: o halucynacjach niewiele (nikt nic nie wie). Za to wspominają o płatach skroniowych. Gdzieś (?) czytałam (źródła już nie pamiętam), że wystarczy 4 Tesla na skronie i można "duchy widzieć". (Nie wiem czy pole magnetyczne ma być stałe czy zmienne.)
A halucynacje najprościej przetestować samemu (jest wiele łatwo dostępnych psychodelików). Zauważyłam, że w nich mózg (?) wyrzuca przed oczy obrazy, co już się w nim wcześniej miało (w bazie pamięci obrazów). Lecz nieraz jest to informacja obrazem przekazana. Informacja mądra, olśniewająco odkrywcza, a obraz z dostępnej mózgowi bazy danych. (Sen Kekulégo o Uroburosie.) Takie kolorowe sny na jawie, lecz też nie mamy na nie świadomego wpływu.
Ja tylko obseruję , jak w kinie.
K1: To nie są takie proste rzeczy. Na obraz może i nie mam wpływu ale mogę się w każdej chwili przemieścić w dowolne miejsce tego obrazu, jak również funkcjonującego tam "czasu". Obrazy rzeczywiście chyba czerpią z mojej pamięci, ale już to co z tego wychodzi... niekoniecznie.

Na przykład przez blisko rok czasu byłem "molestowany" podczas medytacji przez obrazy z życia Jana III Sobieskiego z komentarzem myślowym. Bardzo go wtedy nie lubiłem, a szlachtę miałem za niewykształcony motłoch. W tych wizjach Sobieski był inny niż go pamiętałem z lekcji historii, a przede wszystkim młodszy niż na obrazach. Pod wpływem tego, gdy po roku chadzania po komisach i kupowania książek o nim, no i oglądania tych obrazów, w końcu go zaakceptowałem i wtedy wizje znikły. To nie są takie-sobie obrazy, bo w pewien sposób zmieniają i kształtują osobowość, no ale to takie dowody prywatne. (06.08.2011 13:34)

N2:
Ciekawe... LOL, Mi Sobieskiego nie "pokazywało", widocznie to przekaz osobisty z własnej podświadomości, każdemu inaczej. Ale był w tym jakiś cel, chciało Cię to czegoś nauczyć. Może o tym okresie historii, może o osobie (czy masz jakieś "powinowactwa duchowe"? ), może miałeś zmienić opinię o szlachcie Przecież to ona potem wydała inteligencję. Reszta ludności, chłopstwo, zajęta była produkowaniem żywności. W czasach sprzed mechanizacji trzeba było nadwyżek wypracowanych przez kilka wsi, żeby jeden mógł się kształcić, podróżować itp.

Teraz, jak mi zwróciłeś uwagę, widzę że są co najmniej dwa rodzaje halucynacji: neutralne i te drugie, o dużym ładunku informacyjnym czy emocjonalnym.

Przykład: Na LSD: najpierw mózg wyrzucał wszystko, co tam najbardziej kolorowego widziałam ostatnio: wprost odpust w Częstochowie, kramy pełne świecidełek, migają najbardziej kolorowe ilustracje z (tej "cegły" przez Prabhupadę) Mahabharaty. Takie są bez znaczenia, myślę. Lecz potem pojawiają się wizje(?) – obrazy pełne prywatnej symboliki i głębokiej treści, pokazują "program na całe życie".
Tak mi "pokazało" mój umysł jako olbrzymie wysypisko śmieci za miastem. Ileż żyć trzeba będzie by to wszystko posprzątać! Lecz daleko coś płonie, jakiś blask z głębi. I wiem, że jeśli się dogrzebię, rozpalę, rozdmucham – to wybuch oświecenia, "jaśniejszy niż 10 000 słońc", spali momentalnie wszystkie śmieci.
A ostatnia wizja: pod wodą (czyli: w podświadomości) na piaszczystym dnie prześwietlonego słońcem oceanu leżą ogromne posągi śpiącego Buddy. Tzn: paranirvana Buddy, w takiej pozycji Budda "opuścił ciało". Widocznie też o tym marzę. Tego "pod wodą", długo nie rozumiałam, dopiero gdy raz zapytałam, dlaczego jakiś obraz jest taki rozmazany, jakby pod wodą malowany, ktoś mi tak odpowiedział.
Czyli: znowu ta część mnie(?) , która mi nadaje obrazy czy nimi do mnie komunikuje, jest mądrzejsza ode mnie (w zwyczajnym stanie jawy).
Po tej ostatniej wizji na szczęście "urwał mi się film" i w końcu mogłam zasnąć. (Bo już byłam bardzo zmęczona psychicznie tym natłokiem obrazów i informacji.) A wszystko działo się w czasie, gdy intelekt był tak wyłączony, że włączenie magnetofonu czy powiedzenie która godzina przekraczało moje zdolności umysłowe. (Przełożyć położenie wskazówek na cyfrę, odszukać w banku pamięci słów", jak ona się nazywa... nie, odmawiam, to za skomplikowane! Wolę w tym czasie obserwować znacznie ciekawsze obrazy z mojej własnej podświadomości. Jakoś tak. Dużym wysiłkiem woli pewnie by się dało, ale po co? To dlatego biorę sama, bo inni tylko przeszkadzają. )
Takie były halucynacje wspomagane chemią. "Znaczące sny" na jawie. Bo wg moich doświadczeń psychodeliki znoszą tę barierę między jawą a snem i można sobie świadomie to i owo w psychice uporządkować czy rozpatrzyć.

Halucynacje "na trzeźwo" miałam w medytacji. W Zenie nazywają je "makyo" i radzą nie zwracać uwagi. (O czym jak zwykle dowiedziałam się już potem.)
Ale przecież podczas medytacji można prawie umrzeć z nudów! Siedzę przed tą białą ścianą, drgnąć nie można, bo za plecami krąży mistrz z kijem jak tygrys bezszelestnie w skarpetkach (nie, przepraszam, do dojo Zen wchodzi się boso). (Trzeba od razu znaleść właściwą prawidłową pozycję, by wytrzymać te pół godziny bez bólu mięśni i bez ruchu.) Nudno, nic się nie dzieje, czas stanął... Mózg z nudów sam wynajduje czym się bawić. Najmniejsze zadrapanie na ścianie. Była jakaś wnęka, co zmieniła się w grotę... Raz mi się przywidział menhir. Olbrzymi głaz ustawiony pionowo przed wiekami, mchem porosły, zapadnięty w ziemię, jakieś runy na nim.. Jakoś go okrążam czy obracam w medytacji (nie wiem), by zobaczyć, czy czego nie ma z drugiej strony. A tam: sierp i młot! aż zgłupłam, parsknęłam śmiechem (ale tylko w umyśle) i to mnie "obudziło". Na szczęście wkrótce rozległ się gong na zakończenie.
Innym razem znienacka pojawiła się wizja, którą sobie nazwałam "raj na ziemi". My american boyfriend siedzi w szortach na składanym krzesełku przy caravan-car pisząc czy poprawiając swój rękopis, ja półnaga patrzę na niego zza kraków z garścią zebranych poziomek... Wprost Adam i Ewa w raju! (Bezludne okolice Fontainebleu, gdzie lubił ze mną wpadać na week-end.) Wizja statyczna jak nieruchomy obraz, ale jaka wyraźna! Widziałam nawet blask słońca na każdym liściu. Normalnie moja pamięć wzrokowa jest kiepska, i nie zauważam takich szczegółów – a tu mózg wyrzucił z dokładnością fotograficzną.
Piszesz, że umiesz "wejść w wizję"? Ja u Zuuzanny pisałam, że umiem wejść w obraz. Ale tu tylko patrzyłam bez żadnego ruchu. Nawet nie w myśli, może w cieniu emocji było zatytułowanie "raj ziemski" i "już tam byłam, przeszłość" – choć w codziennej jawie nadal cierpiałam z powodu złamanego serca.

Potem były halucynacje na Karma-Lingu (to mój ośrodek wadżrajany w Alpach). Tam mamy w codziennej medytacji usuwać zaćmienia umysłu muśnięciami piórka, a nie pod ciosami młota jak w sziwaiźmie czy jak w realu, gdy spadają na człowieka wielkie nieszczęścia. A nieraz podczas medytacji wypłynie jakiś większy zapomniany traumatyzm i ludzie przez kilka dni nie mogą się opanować. Do najcięższych przypadków wzywa się pogotowie psychiatryczne i w sezonie średnio ze trzy osoby trafiają z sali do medytacji wprost do wariatkowa.
A jeszcze jak się dorzuci do tego trochę Kundalini (co w początkach ma konotacje seksualne). Raz się zdarzyło: siedzę sobie na wspólnej medytacji a tu słyszę jakieś sapanie z tyłu. Oglądnęłam się (bo dyscyplina w wadżrajanie jest dużo luźniejsza niż Zen, gdzie wprost Legia Cudzoziemska: można się poruszyć, podrapać czy poiskać, nawet sweter ściągnąć, przygarbić itp.) : chłopak z kuchni, Belg, pracownik sezonowy jak ja, na najniższej stawce ( 50 FF dziennie i 5 godzin pracy, podobna taryfa jest w chrześcijańskim Taizé), wczoraj zapił w miasteczku na dole i nie zjawił się na medytacji (to nie obowiązkowe, ale on był potzrebny do bębna czy kanlingu). Więc karnie ma teraz wykonać 108 pełnych pokłonów, co fizycznie dosyć męczące. I wybrał na to czas medytacji! Chłopak był seksy dla mnie i to rytmiczne sapanie zmęczonego męskiego ciała z tyłu zupełnie z czym innym mi się skojarzyło. Wyłonił się z pamięci zupełnie zapomniany fantazm seksualny, z okresu mojej dziecięcej szkolnej miłości. Aż się oblizałam w umyśle, bo było to tak, jakby w ich wegetariańskiej zupce niespodziewanie znaleźć kawał smakowitego mięsa.
Ale była tam także ... nie wiem jak powiedzieć: moja przyjaciółka? "inna wersja mnie"? W każdym razie osoba spod tego samego Yidamu (czy archetypu), wtedy struktura psychiczna bardzo podobna więc i podobnie jak ja zareagowała na energie(?) wysyłane przez tego chłopaka.
Zaraz, było ich dwóch, co wczoraj zapili, lecz ten brunet, południowy Włoch, był dla tak obojętny, że o nim zapomniałam. A przecież razem te pokłony robili.
Nie wiem, co wypłynęło Lamie D. we wspomnieniach, ale wypłakała wtedy wszystkie łzy swojego życia. Pocieszałam ją jak umiałam z innymi dziewczynami, ale nic nie pomagało. Odszukałam Belga z kuchni:
- Ściągnij, co nadałeś!
- Boję się!
Na szczęście znalazł się w pobliżu lama-ogrodnik. Objął, przytulił, poklepał po ramieniu. Magali i ja poszłyśmy spać, zupełnie wykończone, a lama-ogrodnik pracował do wieczora z olbrzymią energią.

To może być przyczynek do tego, jak m.in. działa Kundalini. I widać, że na tym poziomie jeszcze jest spolaryzowana.
Tak się w medytacjach "czyści podświadomość". Jeśli wyłoni się zapomniany traumatyzm (taka blizna na psychice) to w pierwszej chwili zaboli, ale rozpatrzony na spokojnie, przejdzie w obojętne wspomnienie i już nigdy nie będzie jątrzył. Teraz można obojętnie zapomnieć.

A ostatnim razem gdy tam wpadłam! Już wszystko jakieś pomniejszone, już nie to... Zwiedzałam znajome miejsca, jak się odwiedza starą szkołę po zdaniu matury. Już klasy malutkie, już wyrosłam... Ale, skoro już jestem, zostanę na wieczornej medytacji. Zostałam. Medytacja się kończy (zaraz będzie kolacja!) a tu niespodziewanie rytm się zmienia, brzmią kanlingi. Co się dzieje? Bez uprzedzenia (no, ale kilka lat mnie nie było) dołączyli po spokojnej sadhanie Czernrezi rytuał Mahakali. (Jeszcze pół godziny zanim dostanę jedzenie!) A że byłam nieco zmęczona podróżą, zamknęłam oczy na mojej poduszce. (Nie zasnęłam! Na siedząco nie umiem. Mogłabym stracić równowagę i rozbić sobie nos albo okulary.) Ale byłam w półśnie, i jednocześnie, wiedząc, że siedzę w sali do medytacji, rytm bębnów i recytacji zmienił się w szuranie stóp wokół mojego szałasu a przede mną stoi kapala (rytualne naczynie wykonane z kopuły ludzkiej czaszki) wypełniona świeżą, jeszcze dymiącą krwią wroga. A ja sobie aż wargi oblizuję z zachwytu! Tej wizji towarzyszyło takie ogromne uczucie satysfakcji, że nigdy w realu nie dostanę większej. Nawet nie mam co szukać.
LOL, moja podświadomość "podłączyła się" do starego, sprzed buddyjskich czasów, rytuału i co tam po tybetańsku z sanskryckimi wstawkami śpiewano. (Tybetański buddyzm się połączył z poprzednią religią bön. Dziś jest oczywiście bardzo wysublimowany, kapale i kanlingi są jeszcze naprawdę z ludzkich kości, lecz ofiary się zaznacza symbolicznie tylko słowem, gestem, intencją. Choć w Muzeum Guimet (Dalekiej Azji) w Paryżu oglądałam dywany do rytuału tkane czy wyszywane na kształt zdartej skóry ludzkiej. Na "czarnych tankach" gniewnych bóstw też je widać często. )
To była taka wielka satysfakcja, że oblizuję się na to wspomnienie do dzisiaj. Porównać ją mogę tylko do podobnej, którą miałam, gdy w pewnej zabawie internetowej, pod męskim nickiem, brałam udział w gwałcie zbiorowym chłopca. Tam był seks, przemoc, olbrzymia satysfakcja... Uspokajam, że to była tylko taka wirtualna gra, niemniej w tych "grach hierogamicznych" czy w "wiwisekcji psychicznej" odkrywamy wzajemnie co nam " w duszy gra" czy "siedzi w psychice". To "tylko" internet, wirtuel, gramy bez ciał, lecz emocje i charaktery są te same. (Pozdrawiam moich wspaniałych partnerów!)
I długo byłam zadowolona z tego "pożegnalnego prezentu" Karma-Lingu, póki nie przeczytałam u Wiedźmy Margo, że już nie szuka satysfakcji. Bo nie musi. A ja "musiałam", i dostałam, jak się rzuca marudnemu dziecku na odczepne: "Masz! (I udław się!)"
Ja – dostałam największy kawałek. Więc teraz już nie muszę. Skoro już dostałam.
Ale chciałabym usłyszeć, jak to Margo rozwiązała.
No cóż, rozwijamy się przez całe życie. (Czy nawet przez liczne życia.) A do "upaya"(właściwych metod)" należy dać, co tam kto potrzebuje. Jest w katechiźmie "Głodnych nakarmić, spragnionych napoić...". Sam Chrystus raz nakarmił rozmnożonych chlebem głodną rzeszę. Mi Karma-Ling ofiarował "najwyższą satysfakcję". Też jakieś pragnienie nasycił.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama






Wysłany: Pon Sie 08, 2011 01:40    Temat postu:

Powrót do góry
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Sie 11, 2011 10:53    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

KAP1 : Dziękuję za zaproszenie. Jeżeli Twoje wizje wnoszą coś realnego do Twojego życia, budują Twoją osobowość lub dają cynki o tym co się wokół Ciebie lub w Tobie dzieje, a nie są zwykłą grą umysłu, zabawą, to OK. Nie mnie oceniać co i jak się Tobie sprawdza :) ( 09.08.2011 18:03)

N2 : Oczywiście, że dały. Wszystko, co pochodzi z mojego umysłu, daje mi jakąś informację i pozwala lepiej siebie zrozumieć.
Te na LSD: możliwość oświecenia i paranirvana Buddy – pokazały "program na życie", co w moim życiu jest (czy: będzie) najważniejsze.
Te podczas medytacji w ośrodku buddyjskim, z dużym ładunkiem emocjonalnym (były też inne) uważam za ostateczne zakończenie danej sprawy, już nie muszę za tym w realnym życiu ganiać bo już dostałam idealnie, a to: najwyższa satysfakcja czy fantazmy seksualne. Tzn są nabyte z przyzwyczajenia naleciałości (czy: nałogi), ale teraz już mogę "wziąć na dystans", zatrzymać się w ślepym uporze i z boku popatrzeć. Dużo mnie tutaj nauczyła Wiedźma Margo: "wolę być szczęśliwa niż mieć rację" - a ja się często upieram, że "to ja wiem lepiej", i takie dążenie do wygranej w dyskusji daje nieprzyjemny efekt "smrodku satori". (I ewentualnie średnią satysfakcję.)
A co do seksu? Hm, też mogę wziąć na luz... Ważniejsze intencje.
Zastanawia mnie jeszcze ten menhir. O co tam chodziło? Czy o komunizm pierwotny (bo sierp i młot to dla mnie symbol komunizmu), o czasy wspólnoty sprzed własności prywatnej (własność prywatna jest źródłem nierówności wśród ludzi), czy o to zaskoczenie, zatrzymanie myśli z zaskoczenia? Na Zen satori charakteryzuje się niepohamowanym śmiechem w momencie zrozumienia czy olśnienia.
Taki śmiech – też mi się parę razy zdarzył. Ale to już inne historie. (10.08.2011 09:51)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pon Sie 15, 2011 07:16    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Myślę... Wypływają wspomnienia.
Szukanie satysfakcji – też ważna ludzka potrzeba. Szuka się – póki się nie dostanie. I ile z tego powodu działań!
Świat Asurów – zazdrosnych półbogów-chuliganów, Tytanów, co wciąż agresywni i toczą walki z bogami. (Spędziłam wśród nich wiele lat, i mile wspominam.) Ta pewność siebie, to "robię, co chcę, nie licząc się z innymi, bom silniejszy! " Śmiech (czy rechot) zadowolonych z siebie mężczyzn.
Mi tam było miło... Ciepło, życzliwość i pomoc dla swoich, klan rodzinny i chłopięce bójki z innymi, słońce i pyszne jedzenie, całe gicze cielęce... Męskie zabijanie. Opakowanie po papierosach wyrzucone przez okno samochodu. (Inni po mnie sprzątną?)

A gdy z Thierrym i Charlem nocowaliśmy na dziko w lasach Fontainebleau, ci rano nie tylko po sobie uprzątnęli, lecz z miejsca postoju zebrali śmiecie i po innych. By las bez śladu człowieka pozostawić. I samochód w nocy zatrzymany by się cofnąć i sprawdzić, czy jeżowi nic się nie stało. I historia szczura Gastona (złapany, ale nie zabity tylko wypuszczony 20 km dalej).
Tam był świat bogów przyrody. Ci byli wegetarianinami.
Na Karma-Lingu także ochmistrzyni ("Pani Wysokiego Zamku") mnie poprosiła, by złapaną w nieraniącą pułapkę mysz, co grasowała w apartamentach Lamy, wynieść za mostek i za strumyk, jeszcze z kawałem chleba dla niej.
Wyżej uduchowieni biorą na serio zakaz zabijania.
I żmija, którą znalazłam 2 m od ścieżki, gdzie zaraz nadejdą ludzie z medytacji.
- Co robić? – zapytałam Lamy.
- Nic, zostawić w spokoju.

Dobrze mi było w świecie Asurów, ciepło i serdecznie. Był seks, mięsne jedzenie, różne satysfakcje. Lecz wyżej jest ascetyczny świat jogich, głodny lecz bardziej prawidłowy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2120
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Pon Sie 15, 2011 11:56    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

rozwoj nie nastepuje przez uczenie sie co jest bardziej prawidlowe
rozwoj karmi sie rosnaca swiadomoscia, a ta wystarczy, by wybierac to co lepsze
tak jak zlo nie jest przeciwienstwem dobra, a jedynie jego lokalnym brakiem, brakiem swiatla, a dobro jest czyms jak najbardziej naturalnym i oczywistym, tak zmiana zachowan wymaga jedynie wiekszej swiadomosci, a nie zadnych uzasadnien

przedstawionego wyboru tak na prawde nie ma
albo jest sie soba i jest to najwieksza wartoscia, albo sie nie jest
nie bedac soba nie mozna sie rozwijac
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Reklama






Wysłany: Pon Sie 15, 2011 11:56    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez N2 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group