Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Księga Świadomości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez ddn
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Pon Lis 07, 2011 16:13    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nina2 napisał:
Aha. Teraz doszło. Poziomy świadomości K.Wilbera.
Słyszałam: "Samsara i nirwana są tym samym."
Ale tak się mówi (bo widzi) już z wysokiego punktu widzenia. Przedtem to jak noc i dzień, przeciwieństwa.

Czy to chciałeś powiedzieć? (Co ja wzięłam za Twoje poetyzowanie nieco przegadane. )


Chciałem powiedzieć to co napisałem, nic ponad to.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Pon Lis 07, 2011 16:13    Temat postu:

Powrót do góry
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sro Lis 09, 2011 21:31    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Hm, inni się wyrażają bardziej precyzyjnie. Lub to kwestia indywidualnego odbioru?
Też możliwe, tych w bordowych szatach słuchamy uważniej. Ale oni nawet słuchania nas uczyli ( na przykładzie miseczki) i w ogóle całego zachowywania się w dojo. A ich samych znowu uczono, jak wykładać Dharmę prawidłowo (głosem monotonnym i równym, aby nic od przekazującego nie domieszało się w przekaz).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Nie Maj 20, 2012 09:40    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

umysł zasnął i zupełnie ucichł
świadomość nie śpi
nieporuszona przez umysł
mimo to żywa i czujna
trudno o większą rozkosz

*

jaźń umarła i nie zmartwychwstanie
to kres wędrowca lecz jeszcze nie koniec wędrówki
ciało i umysł poświęcone zjawiskowemu światu
spokojnie i naturalnie funkcjonuje wraz z całością
wszystko ogarniająca bezkresna świadomość
jest niezrodzona i nieprzemijająca
oto bezcenny dar za marną ofiarę
darczyńca i ofiarujący gdzie są?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Sob Paź 06, 2012 07:10    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Czwartek (07.10.2004)
Po wysłuchaniu wczorajszych (środa 6.10.04) rekolekcji pojąłem, że moje przekonania religijne bardzo odbiegają od głoszonych w nauczaniu tez. Wobec tego postanowiłem w miarę możności uczestniczyć w seminarium, jednak z krytycyzmem odnosząc się do tego co moim zdaniem nie służy prawdzie. Postanowiłem też na bieżąco zapisywać swoje refleksje i komentarze, niezależnie od tego czy będą one polemiczne, odmienne, albo też zgodne z przekazywanymi treściami. Uznałem również, że taka decyzja umożliwi mi zachowanie spokojnego sumienia w tym zamierzeniu. Wychodząc z założenia, że nie może być mowy o odnowie życia w Chrystusie bez trzymania się prawdy konwencjonalnej, a przynajmniej tego co zostało ustalone jako pozbawione fałszu na podstawie innych konwencjonalnie niefałszywych dowodów mogę, a nawet powinienem się wypowiedzieć.
Z uwagi na liczne wątki występujące w nauczaniu zajmę się tymi, które były dla mnie najbardziej istotne.

1.Wiara.
Można zadać pytanie: czym jest wiara jako taka, czyli możliwie najbardziej czysta jej forma? Logicznie traktując to zagadnienie można powiedzieć, że wiara jest brakiem zwątpienia. Jednak żeby wiara mogła się ujawnić niezbędne jest zwątpienie, czyli niewiara. Tylko na tle własnego przeciwieństwa ujawnia się odmienny, przeciwny aspekt rzeczy. W ten sposób wiara i jej brak występują zawsze razem. Jeśli więc wiara religijna jest łaską, to i niewiara jest nią również.
Z punktu widzenie rozumu wiara zawsze jest myślą. Jedną z jej zasadniczych form. Pierwszą, podstawową postacią myśli, jest intuicyjna lub wstępnie wyrozumowana koncepcja, będąca zaczynem kolejnych „stanów skupienia” myśli, która to w procesie umysłowej obróbki przekształca się w ideę. Jeśli idea będzie odpowiednio szeroko rozpropagowana i poparta przez uznane społecznie autorytety zacznie żyć własnym trybem właśnie w formie wiary, nadal pozostając myślą, lecz przyjętą przez innych na podstawie zaufania do ww. autorytetów, czyli przyjętą bezkrytycznie za prawdziwą. Teraz, w wyniku działania dosyć tajemniczych praw natury pojawia się najwyższa forma myśli – czyli fakt, który nie musi być wcale ostatecznie ustaloną prawdą i najczęściej nią nie jest. Fakt według mnie również jest myślą, ale raczej trudno intelektem to uchwycić. Potrzebna jest w tym celu jakaś subtelna intuicyjna świadomość, albo bezpośredni wgląd w rzeczywistość, nazywany też oświeceniem lub przebudzeniem do prawdy.
Czy przedstawiony modelowy proces może być potwierdzony przez jakieś doświadczenie? Oczywiście, że tak. Kiedyś wierzono, że Ziemia jest płaską płytą oblaną dokoła wodą, a nad nią rozpinają się sfery niebieskie ze Słońcem, Księżycem, planetami i gwiazdami oddzielającymi nasz świat od przestworzy zamieszkałych przez wyższe istoty - bogów, aniołów, świętych itp. W głębinach Ziemi lokalizowano piekło z jego wstrętną zawartością. W pewnym momencie dziejów pojawiła się koncepcja, że świat jest olbrzymi i nieskończony, Ziemia jest kulistą bryłą materii krążącą wokół Słońca – stosunkowo małej gwiazdy, jednej spośród w praktyce niepoliczalnej ilości gwiazd w znanym nam kosmosie. Ta koncepcja, a właściwie jej głoszenie było przyczyną cierpienia wielu światłych, którzy ośmielili się ową ideę propagować wbrew powszechnym wierzeniom. Jednak z biegiem lat nowy pogląd stał się obowiązujący też za sprawą następnej wiary i stał się uznanym faktem. W ten oto sposób wiara czyni cuda. Nie wykluczone, że obecnie ktoś ma koncepcję iż milion takich wszechświatów jak nasz zmieści się w ziarnku piasku. Nikt przy zdrowych zmysłach mu dziś nie uwierzy, ale być może za sto lub tysiąc lat ta niedorzeczność stanie się faktem. Chwała Bogu, że żyjemy obecnie w czasach, w których za wyrażone poglądy nie grozi śmierć męczeńska i jest społeczne przyzwolenie na twórcze poszukiwania w każdej dziedzinie ludzkich zainteresowań.
Ponieważ natura wiary jest identyczna dla wszystkich przypadków, również wiara typu religijnego jest myślą wykreowaną w procesie rozumowania. Jeśli na przykład, zupełnie pobieżnie prześledzić historię chrześcijaństwa, to widać jak wielu przemianom w ciągu dwóch tysiącleci podlegała religijna wiara, ile było schizm, herezji, wypaczeń i dziwactw. Choćby wiara w w cuda, gusła i czary, albo dziś już wstydliwie przemilczane okropieństwa oraz tragedie wynikające z głupich i fanatycznych przekonań religijnych.

2.Łaska.
Czy wiara w Boga jest Jego łaską? Żeby na tak postawione pytanie odpowiedzieć zgodnie z prawdą należałoby najpierw udowodnić istnienie samego Boga. Jak wiadomo nikt nigdy takiego dowodu nie przedstawił, ponieważ przekracza to według mojego własnego poglądu ludzkie możliwości intelektualne. Można zapytać inaczej: czy wiara w Boga musi być wynikiem jakiejkolwiek łaski? Jak przedstawiłem w p. 1. wiara jest myślą, która utrwala się w ludzkim umyśle i funkcjonuje bez zastrzeżeń. Ktoś kto w ten sposób wierzy w Boga wcale nie musi odczuwać to jako wynik łaski, jeśli zaś uwierzy, że jest to wynik łaski, to będzie to myśl, której podstawą jest koncepcja, że wiara koniecznie takiej łaski bożej wymaga. W tym celu może posłużyć się wieloma „dowodami” (święte teksty, dogmaty, doktryny, teologiczne dywagacje itp.), którym też wpierw musi zawierzyć, czyli niczego tak naprawdę nie udowodni.
W tym momencie warto podkreślić jak bardzo ważną rzeczą jest branie odpowiedzialność za słowa wypowiadane do słuchaczy, którzy bezkrytycznie, z wiarą przyjmują takie treści od kogoś, kogo uważają za swój autorytet. Mówienie, że prawdą jest coś, w co się tylko osobiście wierzy, czego nie można doświadczyć obiektywnie, lub w żaden inny sposób nie da się tego sprawdzić i zweryfikować, jest oczywistym nadużyciem oraz przejawem ignorancji. W moim przeświadczeniu wielcy nauczyciele z łatwością potrafią oddzielić to ,co jest ich żywym doświadczeniem od tego, w co tylko uwierzyli, lub przyjmują jako prawdopodobną możliwość. Najczęściej też tacy nauczyciele są wiarygodnymi sukcesorami jakiejś szkoły, lub linii nauczania, potwierdzonymi przez uznanych mistrzów, czyli ocena ich poziomu wiedzy i świadomości jest odgórna, a nie oddolna, jak w przypadku idoli manipulujących nastrojami i emocjami oszalałego tłumu. Dlatego zasada rzetelnego i bezwzględnego trzymania się prawdy jest tak ważna w nauczaniu innych ludzi i podkreślanie: „w to wierzę”, „tego sam doświadczyłem”, „to jest prawdą udowodnioną naukowo/logicznie/w oparciu o liczne świadectwa/lub ogłoszoną przez ...” itp. W innym wypadku jest się tylko hochsztaplerem albo szalbierzem. Jest to szczególnie istotne, gdy w grę wchodzą rzeczy natury duchowej, szalenie trudnej do przekazania innym. Nawet najwięksi mistrzowie potrafili w odpowiedzi jedynie milczeć, gdy proszono ich wyjawienie tych subtelności, właśnie z tego powodu by nie popaść w grzech herezji, fałszerstwa czy zmylenia uczniów. Mieli jasną świadomość, że jeśli z powodu nieprawdziwego przekazu zbłądziłby inny człowiek, niezależnie od tego czy było to nieumyślne, czy też zamierzone działanie, przynajmniej moralne konsekwencje takich słów ponosi w całości nauczyciel. Czy na innej, np. bożej płaszczyźnie będzie im to wybaczone, pozostaje kwestią ich własnej wiary. W moim przekonaniu Pan Jezus nie popełniał takich czynów i nie wprowadzał nigdy nikogo w błąd, niezależnie czy był to przyjaciel, czy też jego wróg. Podkreślał, że Jego słowa są prawdziwe i że jeśli się doświadczy tej prawdziwości, to będzie to prawda, która wyzwoli, czyli przypuszczalnie zbawi – na tym jak sam wierzę, polega w istocie obietnica zbawienia. W ten sposób Jezus wziął w pełni całą odpowiedzialność za swe nauki tylko na siebie.
W tym miejscu wypada mi oświadczyć, że zawarte niniejszym tekście poglądy są wyłącznie moimi własnymi i nikomu ich nie narzucam. Ujawniam je w dobrej wierze, licząc na to, że przyczynią się do pomyślności innych.

3.Prawda.
Czym jest prawda? Znów można logicznie powiedzieć, że jest ona przeciwieństwem fałszu, ale taka definicja, w kontekście wcześniejszych tematów jawi się truizmem. Jednak pamiętanie o rewersie, gdy widoczny jest awers, lub o tym że Księżyc ma przypuszczalnie również tę drugą i nigdy niewidoczną stronę, jest bardzo ważne. Zapytajmy inaczej: czy można w ogóle coś prawdziwego powiedzieć? Z powyższych rozważań wynika wniosek, że jest to możliwe wyłącznie z zaznaczeniem jakiegoś kontekstu, uwarunkowań, lub po każdorazowym ustaleniu określonych podstaw do pozytywnego, albo negatywnego lub ew. neutralnego sądzenia. To zaś dotyczy wyłącznie tego, co znane jest naszemu rozumowi. Ponieważ sensowne wypowiadanie się przy użyciu pojęć i słów jest funkcją ograniczonego doświadczeniem ludzkiego umysłu, dlatego intelektualne udowodnienie istnienia czystej, absolutnej prawdy jest według mnie niemożliwe. Nawet jeśli uznamy, że prawda jest wszystkim, będzie to tylko nasze wyobrażenie wszystkiego, a nie ona sama.
Jaka w takim razie jest prawda, która według zapewnień samego Chrystusa wyzwala? Należy mniemać, że jest to poznanie ostateczne, bezpośrednie i nie pozostawiające jakichkolwiek wątpliwości doświadczenie samego Absolutu/Boga. Czy nasz najwyższy autorytet, Jezus Chrystus w znanych nam ewangeliach wyraźnie opisał tę ostateczną prawdę, której był głosicielem? Nie. Jedynie wskazywał środki dotarcia do niej. Jakie to znakomite sposoby wymieniał? Wystarczy wspomnieć „Kazanie na górze”, „Warunki naśladowania Jezusa” itd. Jednym słowem nic prawdziwego o prawdzie nie umiał i On powiedzieć, gdyż z samej swej natury rozum ludzki jest zbyt ograniczony. Miał do dyspozycji tylko to, co i my posiadamy, konwencjonalny, czyli zmieniający się wraz z obowiązującymi w danej chwili wierzeniami, pogląd o świecie, o Bogu, o religii itd. Można kontynuować to dociekanie, ale i tak odpowiedź na postawione na początku rozdziału pytanie nie może być nawet zadowalająca. Można jedynie wierzyć, że jest to przedmiot indywidualnego doświadczenia, które może, ale nie musi być wynikiem czyjejkolwiek łaski. Ja jestem przeświadczony, że każdy chętny winien sam wiele się natrudzić by to urzeczywistnić. Warto przypomnieć słowa Jezusa: „Kto chce iść za mną niech zaprze samego siebie, niech krzyż swój niesie i niech mnie naśladuje”. Z jakichś dziwnych powodów Kościół największy nacisk kładzie na środkowy warunek, czyli branie na siebie krzyża. Natomiast zaparcie samego siebie rozszyfrowuje jako zdanie się na Wolę Bożą i nieuznawanie ludzkiej woli w kierowaniu swym losem. Skoro jednak wypowiedź Jezusa zapamiętano w takiej kolejności wypada wierzyć, że on sam największy nacisk kład na pierwszy z warunków, czyli zaparcie samego siebie. W interpretacji Mistrza Ekharta owo zaparcie siebie jest jednoznaczne z zaprzeczeniem swemu „ja”, które to odczucie stanowi zasadniczą przeszkodę dla autentycznego i bezpośredniego doświadczenia prawdy – tj. Boga. Trzeba więc mieć bardzo silną wolę by uporać się z takim niemalże nieusuwalnym zawalidrogą jakim jest przywiązanie do „ja” i „moje”. Jednak ten szlak wskazywany przez Ekharta nie jest najpopularniejszy w Kościele. Wielka to szkoda. W konsekwencji wierni mozolą się taszcząc całe życie, z nadzieją uwolnienia się od tego jarzma, swoje i cudze krzyże. Co za smutna perspektywa i czy jest to rzeczywiście naśladowanie Jezusa? Szczerze wątpię. Jezus nie pragnął niczego złego nie tylko dla swych uczniów i zwolenników, ale również dla swych wrogów i przeciwników. Wszystkim swym naśladowcom obiecywał zbawienie od cierpień i udręki tego świata. Sądzę, że krzyż, który należy dźwigać pojawił się nawet później, wypierając inne określenia, takie jak na przykład los, misja, może nawet brzemię. Jednak nie było w tym ani zapowiedzi golgoty, ani zachęty do samoudręki, a tylko zalecenie pogodzenia się z rolą jaka w życiu każdemu przypadła. To może tyle refleksji, bo temat jest obszerny.

4.Szczęście.
W nauczaniu pojawił się też wątek szczęśliwego życia. Jak zapamiętałem padło retoryczne pytanie: czy jesteście szczęśliwi? Czy wasze życie uważacie za szczęśliwe? Odpowiedź nasuwa się sama: nie, życie tu na tym świecie szczęśliwe nie jest. Jak sądzę jest tak z naturalnej konieczności, bo gdyby tak nie było, któż by pragnął zbawienia? Nie zaprzeczam, że życie bywa w jakimś sensie szczęśliwe, ale nie jest to nie tylko jego najistotniejsza cecha, ale raczej pewna potencjalność ujawniająca się sporadycznie jako zadowolenie i brak negatywnych doznań. W większości swego trwania życie związane jest z mniejszym lub większym cierpieniem. Jest też wiele praktycznych sposobów by to cierpienie minimalizować i ograniczać negatywne doznania. Niestety bardzo nieliczni potrafią z tych pomocy korzystać. Wielka to szkoda, że zamiast tego nakłania się ludzi do długotrwałego i pokornego znoszenia udręk w imię nieziszczalnych i mglistych obietnic. Zgodzili się znosić cierpienia, bo naiwnie uwierzyli niekompetentnym nauczycielom. Nadzieja jest jedną z najszkodliwszych nabytych przez ludzi cech, albo nawet „umiejętności”. Nie tylko zniechęca do działania i kreatywności, ale ubezwłasnowolnia, a niewolnik to ten, który czeka aż inni go uwolnią. Uważam, że bez własnego zaangażowania i twórczej inwencji nadzieja jest tylko pustym dźwiękiem, a szczęście będzie niedostępne i tu i na tamtym świecie.
Oprócz ww. tematów w wykładzie rekolekcyjnym poruszone zostały inne jeszcze zagadnienia, min. sakramenty, święci i ich znaczenie dla wspólnoty, wieczność, wewnętrzna radość itp. Ponieważ spodziewam się, że będą one również przedmiotem kolejnych spotkań rekolekcyjnych ustosunkuję się do nich w innym czasie.

Piątek (08.10.2004)
Wczorajsze emocje związane z rekolekcjami nieco już dziś opadły. Odczuwam pewną ulgę, coś podobnego do stanu po oczyszczeniu, jakby katarzis. Powiedzieć, że mam mieszane uczucia byłoby jednak grubym niedopowiedzeniem. Przez te wszystkie lata zbyt daleko odszedłem od Kościoła, zbyt wiele własnych szlaków wydeptałem, by teraz łatwo wrócić w miejsca dawno już porzucone. Tych ścieżek nie da się już wyprostować. Czy starczy mi chęci i woli by przekopać się na skróty? Na jakiej płaszczyźnie uzgodnić rozbieżności, które tak wyraźnie dostrzegam? Czy wystarczy uznać, że doktryny i dogmaty, obrzędy i rytuały straciły swe dawne znaczenie? Jak być tolerancyjnym i nie rywalizować, a przy tym nie fałszować prawdy? Przede wszystkim to nie moje wesele. Jestem tu tylko gościem. Zawsze mogę wstać, ubrać płaszcz i wyjść.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Sob Paź 06, 2012 07:10    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez ddn Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group