Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Misterium kota.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez Stena
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sten



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 36
Skąd: Kozienice

PostWysłany: Sob Lut 07, 2009 08:35    Temat postu: Misterium kota. Odpowiedz z cytatem

Misterium kota

Wczesna jesień 1993 r. była przepięknej urody. Wracałem z Wrocławia pociągiem
przez Warszawę do domu. W Warszawie miałem przesiadkę do auta, które z oszczędności zostawiłem pod blokiem niedaleko dworca. W bloku tym mieszka moja chrzestna matka, ciocia Wisia. Wysiadłem na dworcu Wschodnim już
po zmroku i szczęśliwy dziarsko szedłem do cioci, by podzielić się radością jaką niesie ze sobą szczęście.
Przechodząc zaułkami Pragi w kierunku ulicy Panieńskiej usłyszałem krzykliwe, ostre miauczenie kota,
które przetłumaczyło mi się: POCZEKAJ !! Spojrzałem w kierunku głosu. Kot stał ok, 5o m. ode mnie
we wnęce po wyjętym oknie remontowanego kapitalnie domu. Było to okno wysokiego
parteru. Do połowy wysokości sięgał gruz wyrzucony ze środka. Powiedziałem do niego
jak do kolegi: Potrzebujemy kota, jak chcesz ze mną jechać, to skocz, nie jest wysoko.
Kot skoczył i przybiegł do mnie. Zastanowiłem się dlaczego
tak się z nim skolegowałem. Po cudzie we Wrocławiu tamtego dnia aury wyłaniały mi się
co chwilę lecz zawsze nieoczekiwanie, wybiórczo. Kot miał białą, przechodzącą w jasno
błękitną. Otarł się o moje nogi i zdziwiłem się. Zaczął obchodzić moje stopy znakiem
nieskończoności. Przyglądałem się jemu dokładniej. Srebrzysty w granatowe prążki,
idealnie dokładnie symetryczne. (W domu dopatrzyłem się jeszcze białych "skarpetek"
i białej plamki na piersi.) Włożyłem kotka do torby, zasunąłem suwak do połowy.
To był jednak kotek, jego wiek oceniłem na sześć miesięcy. Dał się ponieść, ale przed
samym autem wydrapał się z torby i pobiegł w krzaki. Idę po klucze, za 15-cie minut
jadę, jak chcesz jechać, to poczekaj - powiedziałem do kotka, którego już nie widziałem.
Ciocia wypuściła mnie po kolacji i kolejnej kawie tego dnia, po godzinie.
Zapomniałem też o kotku. Otworzyłem drzwi auta, kotek zamiauczał, czekał pod autem.
Posadziłem go na przednim siedzeniu pasażera. Po ruszeniu w drogę zszedł niżej,
zwinął się w kłębek i nie przeszkadzał. Po stu km. jazdy, o północy byliśmy w domu,
w naszej chacie. Mieszkaliśmy w pięcioro, z żoną i dwoma córeczkami. Zuzanka miała
2 lata i 2 m-ce, Janinka 5 m-cy. Mieszkała z nami Basia S, która się nami wszystkimi
opiekowała.O godzinie siódmej wstała Zuzanka, zobaczyła kotka i podbiegli do siebie.
Znają się, pomyślałem. O!! ZYZIO!! - zawołała Zuzanka. -To wy się znacie? Zapytałem.
Popatrzyła mi prosto w oczy i z powagą odpowiedziała: Tatusiu,my się ZAWSZE znamy.
Pomyślałem, że Zyzio to pewnie jeden z mistrzów, któremu zachciało się być , lub musiał
jeszcze być kotem... Zyzio dojrzewał bardzo szybko na bezmięsnym i bezrybnym jedzeniu.
Od pierwszego dnia uwzięły się na niego okoliczne kundelki i przez pierwszy miesiąc
pobytu u nas często zdejmowałem go z dachu chaty. Wdrapać się tam szybko po krzaku bzu
umiał ale zejść później już nie. Kończyła się jesień. Zyzio zaprzyjaźnił się nawet z naszą
suczką Sunią, z którą "darł koty" od początku pobytu u nas, od czasu ustalenia swojego
miejsca w hierarchii. Sunia, gdy pierwszy raz zobaczyła Zyzia, rzuciła się gniewnie na niego,
siedzącego na jej miejscu przy piecu. Zyzio przysiadł i gdy podbiegła wyciągnął prawą łapkę
i drapnął ją lekko w nos. Ze skowytem uciekła. Hierarchia została ustalona, Zyzio w domu,
Sunia na dworze.
W jeden z ostatnich cieplejszych dni robiłem przepierkę ręcznie na dworze przed domem.
Żona z Basią i Zuzanką były na spacerze w lesie, Janinka spała w wózku w domu.
Nagle zadrżałem, gdzie Zyzio.. Podejrzana cisza wokół, drzwi otwarte. Wszedłem cicho,
a szybko do domu. W pokoju na wózeczku stał Zyzio i lizał krtań Janinki.
Podniosły się moje wibracje. Co robisz, zapytałem. Spojrzał na mnie spokojnie.
Uciszyły się moje emocje, natchnienie zostało. Tak trzeba, odpowiedział mi wzrokiem
i ułożył się w aureolę wokół głowy dalej śpiącej Janinki. Po kilku sekundach zaproponowałem
kategorycznie: Zmiataj stąd. Podniósł się delikatnie, przeszedł po brzegu wózka, z gracją zeskoczył
i wybiegł. Córeczka dalej spała, więc wyszedłem śpiewając Manasa...dokończyć przepierkę.
Zyzio zwiał. Wrócili domownicy, opowiedziałem im zdarzenie. Po dwu godzinach
usłyszeliśmy rozżalone wołanie Zyzia. Był to głos rozpaczy, tak jakby go coś przygniotło
lub nie mógł udźwignąć zbyt wielkiego ciężaru. Zdziwiony wybiegłem na ratunek.
30 m. dalej zobaczyłem Zyzia jak taszczy do chaty... kawał żeber nieładnie pachnących.
Chwiał się i przewracał ze złością, że nie daje rady, skowyczał i darł się.
Przydepnąłem jego ciężar, z trudem oderwał się od niego. Szkliste oczy, chwiejny chód
powiedziały mi, że podjadł sobie wyłożonej trucizny. Usiadł, siedział bokiem, tylne łapki
odmówiły już posłuszeństwa. Chciałem go wziąć na ręce ale zawarczał na mnie.
Zastanawiałem się co zrobić. Zyzio na przednich łapkach zaczął "iść" ciągnąc resztę ciała
już bezwładną. Otrząsnąłem się trochę z wrażenia i wziąłem do pracy. Z szopy przyniosłem
pudło po bananach, wymościłem i postawiłem koło pieca w kuchni. Zakopałem "prezent"
dla Zyzia, by się nie przysłużył Suni, czy okolicznym kundelkom. ..A Zyzio "szedł" coraz wolniej.
Przed progiem zasłabł. Pozwolił się przenieść, przez drugi też. Ostrożnie włożyłem go do pudła,
próbowałem go napoić mlekiem. Już nie przełykał. Zuzanka jak zwykle coś rysowała, kobiety
zajęte Janinką, a Zyzio umierał. Szybko pokojarzyłem fakty. A teraz to! -Pomyślałem i włączyłem
taśmę z mantrą 108 IMION BOGA, intonowaną pięknym męskim głosem. Po kilku sekundach Zyzio
zaczął śpiewać. Słuchaliśmy wszyscy. Zyzio żył, nastawiłem drugą kasetę: Sai Baba śpiewający z dziećmi.
Zyzio śpiewał razem z nimi, my milczeliśmy. Przy ostatnim tonie zmarł. Zuzanka skończyła
rysować, podeszła do pudełka. O, Zyzio śpi, powiedziała. Nie, umarł. -sprostowałem.
Zapytaj Sai Baby, gdzie poszedł, poprosiłem. Siedzi (pokazała na prawe ramię Sai Baby na zdjęciu),
Z_Y_J_E_,dodała.
Bądż człowiekiem, życzyłem kotu na dalszą DROGĘ.

Po pięciu latach w moim następnym związku małżeńskim urodził się syn z uszkodzonym
chromosomem, syndrom: KOCI KRZYK.(Krzyk Kota).
Urodzony w dzień urodzin Konfucjusza, był to także dzień hinduskiego
święta Khordatsaal, numerologicznie z podsumowania 44.
_________________
Życie jest Światłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Reklama






Wysłany: Sob Lut 07, 2009 08:35    Temat postu:

Powrót do góry
ibrahil



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 396

PostWysłany: Sob Lut 07, 2009 17:54    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wczoraj miałem ogromny problem intelektulny.Byłem na spacerze i głowiłem się.Miejsza o co chodziło,w każdym razie ból głowy był silny,kłujący,uczucie jak kawałek gałązki jeżyn wciśnięty w skroń.Zwyczajna blokada.Wracając poboczem szosy z lasu do domu myślałem jak wybrnąć z tej ślepej uliczki.Nagle,na samym brzegu asfaltowej drogi,niedaleko zabudowań zobaczyłem mięso.Martwy kot,przejechany,rozerwany na kawałki doszczętnie-kości,krew,porwana skóra.Jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy była twarda i zimna jak jej sens-
"to czysta rzeczywistość".Po tej myśli kłucie w skroni ustało.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Sten



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 36
Skąd: Kozienice

PostWysłany: Sob Lut 07, 2009 18:00    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ibrahil napisał:

"to czysta rzeczywistość".


Pewnie kot za Ciebie przyjął nieuniknione.
Ciesz się życiem.
_________________
Życie jest Światłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
ibrahil



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 396

PostWysłany: Nie Lut 08, 2009 16:36    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sten napisał:
ibrahil napisał:

"to czysta rzeczywistość".


Pewnie kot za Ciebie przyjął nieuniknione.
Ciesz się życiem.



Myśle,że po prostu był nieostrożny.Takie są konsekwencje nieuważności,dlatego dało mi to później do myślenia.Nie da się tak stu procentowo zaufać życiu,chodzić ciągle beztrosko,z głową w chmurach.Faktycznie świadomość związana z tą sytuacją może kiedyś uratować mi skórę.Może już uratowała.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ibrahil



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 396

PostWysłany: Nie Lut 08, 2009 16:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nasunęła mi się też myśl,że to ja byłem tym kotem.Tak,jakbym wyciągnął wartość z jego życia i śmierci,i wziął ją sobie do serca ku przestrodze.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Sten



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 36
Skąd: Kozienice

PostWysłany: Nie Lut 08, 2009 20:07    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kotem ? Może kiedyś byłeś...

Moja bratowa bardzo bała się, że wpadnie pod samochód ciężarowy.
Ta obsesja trwała wiele lat.
Podarowaliśmy Jej pieska, syna naszej Suni. Po roku, na spacerze
z właścicielką nagle pies wyrwał się i rzucił, tak, rzucił pod wielką ciężarówkę. Jej emocje i modlitwy sięgnęły Nieba...
Obsesja zniknęła. Piesek przeżył, kulawy i słaby żył jeszcze 6 lat. Zwierzęta często przejmują na siebie konsekwencje naszych czynów...
Tak mówią.
_________________
Życie jest Światłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2121
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Pon Lut 09, 2009 06:08    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

moja rybka wyskoczyla, a inna zakrecila sie w glony i udusila sie
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
ibrahil



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 396

PostWysłany: Pon Lut 09, 2009 17:25    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

11ksiezyc napisał:
moja rybka wyskoczyla, a inna zakrecila sie w glony i udusila sie


Zastanów sie nad zmianą ich pokarmu.Może to była jakaś forma protestu?
:))
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ibrahil



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 396

PostWysłany: Pon Lut 09, 2009 17:30    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja uważam koty za święte stworzenia,niebiańskie.Kotem chyba nie byłem,na pewno nie domowym,raczej tygrysem bengalskim,i to bardzo,bardzo dawno temu.
Polowałem na jakies łanie,a w nastepnym wcieleniu sam stałem się łanią i na mnie polowano.Później były ludzkie wcielenia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Lut 12, 2009 22:28    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mnie bardziej niepokoi co jest dziecku. Na czym to polega i czy bardzo mu to przeszkadza w codziennym zyciu?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Sten



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 36
Skąd: Kozienice

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 09:54    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To długa historia, bardzo osobista.
Skończył 10 lat i 6 m-cy życia. Lekarz pierwszego kontaktu próbował ostudzić nasz zapał ratowania życia. "Będzie coraz gorzej" -powiedział.
Było coraz lepiej. Obecnie syn jest w ośrodku, bo dowożony do szkoły
bardzo czekał na następny dzień. Tam Jemu jest bardzo dobrze.
Jest bardzo usłużny dla dzieci, poda zabawkę, pogłaska płaczącego lub smutnego. Bardzo lubi dobre bajki w telewizji, zabawy z piłką, rehabilitację, hipoterapię, kąpiele perełkowe, spacery, jazdę autem.
Społecznie nie będzie brał udziału w życiu. Nie mówi, nie chodzi.
Radosne, szczęśliwe dziecko. Przywożony do domu po dwóch dniach
chce wracać do siebie.
Do 7-ego roku życia ulubioną zabawą było gonienie kubeczka,
złapanie, pogryzienie, polizanie i rzucenie... i tak w kółko.
Kotek z myszką... Ot co.
Wiele osób cierpiało z powodu naszego synka... Taka tragedia...
My nie.
Miał do 8-ego roku życia dobre wsparcie od starszej o trzy lata siostrzyczki, szóstkowej uczennicy, obudzonej w wieku 3 l. 2 m-cy,
w dzień Jego urodzin...
_________________
Życie jest Światłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 13:09    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Czyli: ten kot jako człowiek się urodził.

Za trudno kotu od razu być człowiekiem.

O rany! Zaczynam skłaniać się ku poglądowi Sary: te części dusz, te fragmenty traumatycznych wspomnień, w które , wpadając w ciało, się „obklejamy”, do przerobienia w tym życiu…
(To była moja odpowiedź na koan „Jak wyglądała moja twarz przed urodzeniem się moich rodziców?”
Odpowiedziałam: - Bez wprawy/doświadczenia – byle co można załapać.
Ale to „byle co” , KTO o tym decyduje? KTO programuje moje obecne czy przyszłe życie?)

Przecież znam precedensy: w mojej prywatnej hinduskiej mitologii zwierzę zabite na ofiarę bogom odrodzi się jako człowiek . I nieraz spotykałam z drżeniem serca z rozczulenia te kózki zarżnięte dla mnie na ołtarzu w Benares. I co ja mam z nimi robić? Czy jestem aż tak krwiożercza?
(Niemniej łechcze to moją miłość własną: to MI do dzisiaj zabija się w ofierze zwierzęta. A jeszcze niedawno: także ludzi. ) Mój tygrys na zapach krwi wargi oblizuje w zachwycie. (Opowiem kiedyś o „Najwyższej Satysfakcji”.) Czy jestem tygrysem? Czy tylko dosiadam tygrysa? (Mój Yidam jeździ na tygrysie.)

I pamiętam śmierć mamy. Całe życie serdecznie kochała nas małpią miłością, przytulała, iskała, lubiła banany. Raz w dzieciństwie wróciwszy z rodzeństwem z ZOO oznajmiliśmy: „Widzieliśmy małpkę, płaczkę kapucynkę. Wyglądała zupełnie jak mama!”
Mama zaśmiała się i anegdota w rodzinie została.
W ostatnich trzech miesiącach, po wylewie, a mózg przeżarty miażdżycą już dawno nie odróżniał gdzie aktualny real a gdzie stare wspomnienia (dlatego, powtarzam, z wszelkimi traumatycznymi wspomnieniami trzeba się uporać wcześniej, gdy myśl logiczna jeszcze działa; wyczyścić podświadomość! Wtedy nawet śmierć będzie lżejsza.)
Więc, siedzę przy mamie, mama drzemie. Nagle się budzi, widzi mnie i niespokojna, pyta w zaufaniu:
- A gdzie mój ogon? Czy mi go obcięli?
Zgłupiałam. (Myśl o małpce na szczycie palmy, w słońcu. Czyżby mama sobie wybierała następne wcielenie? Z człowieka w zwierzę? Czy to wypada? Zgorszenie… )
- A miała mama ogon?
- Śniłam…

Totem. U ludzi żyjących plemionami jest zwierzę totemiczne całego plemienia i jeszcze każdy w inicjacjach dojrzewania swój własny zwierzęcy totem odkrywa czy wybiera(?). My niewiele dzisiaj o tym wiemy.
Jesteśmy ludźmi (czy mamy ludzkie ciała). Lecz z czego nasze dusze czy psychiki czy podświadomości się składają?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 13:11    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A jak się obudziła dziewczynka?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Sten



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 36
Skąd: Kozienice

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 14:31    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nina2 napisał:
A jak się obudziła dziewczynka?



Obudzenie Martusi
Piękne to były dni na Trześniowym Groniu pod Niemcową, w paśmie Radziejowej
Beskidu Sądeckiego. Kończyło się moje jagodowe lato. Kasia urodziła nasze
drugie dziecko, Pawełka Bogusława 28.08 1998r. o godz. 4-ej 20-cia.
Lekarze "pomylili się" o miesiąc, więc zaprosiłem Kasię do chatki studenckiej...
a następnego dnia przed północą zaczął się poród zakończony w szpitalu
w Krynicy urodzeniem donoszonego dziecka. Pierwszy poród w tej Chatce
wprowadził w stan szczególnej radości wszystkich, tym bardziej, że akurat
zjawił się Śmiały z rycerzami, którzy po długim marszu z Gorców natychmiast
pomogli nam znieść rodzącą do karetki pogotowia, która przyjechała z Krynicy.
Karetka podjechała w Piwnicznej Kosarzyskach dokąd się dało. Znosić nie było
łatwo, różnica poziomów ponad 500m. Wibracje podnosiły się etapami.
Następnym momentem podniesienia ich było moje oświadczenie, że już urodziła.
Wracaliśmy na górę weseli, przy ognisku na górze czekano jeszcze na nas,
a szczególnie na Śmiałego. Zapytałem, która godzina. Była po czwartej dwadzieścia.
Na dowcipy o mojej niecierpliwości odpowiedziałem, że tak, właśnie teraz urodziła.
Zaraz z rana zmuszono mnie do potwierdzenia telefonicznego. Ja mówię prawdę.
Martusia, nasza córeczka mająca wtedy 3 lata i cztery miesiące życia była
pod opieką Basi S, która wręcz zjawiła się w najlepszym czasie. Bardzo dzielne
dziecko, bardzo poważnie przeżyło wyjazd mamy...
Moje wibracje jeszcze bardzie wzrosły, gdy szukając Martusi, znalazłem ją na polu
namiotowym w namiocie Beaty, studentki z Wrocławia. Martusia zasunęła suwaki
w namiocie i oświadczyła mi, że ma dużo pracy. "Proszę mi nie przeszkadzać,
przyjdę jak skończę" -oświadczyło moje dziecko. Wiedziałem, że dzieje się coś
bardzo ważnego, szczególnie po przeżyciu misterium obudzenia Zuzanki, córki
z poprzedniego małżeństwa, prawie pięć lat wcześniej...
Wróciłem do chatki, tej z kuchnią kaflową i już wiedziałem, ze wszystko jest ułożone.
Basia zarządziła kolację wegetariańską. Wysłała młodzieńców po produkty trzy km.
dalej i 500 m. niżej, Przygotowali dla wszystkich bigos wegetariański, racuchy
z rodzynkami i podpłomyki wieloziarniste. Dużo było śmiechu, żartów, radości
zbyt pełnych brzuchów. -Basiu! Widzę, że tak się objadłaś, że Ci tylko śliwek brak.
-Powiedziałem. Wszyscy zamilkli czekając na odpowiedź Basi. Noooo... zaczęła
i szeroko otworzyła oczy i buzię. Poszedłem za Jej wzrokiem, Okno powoli
otwierało się, a przez nie wsuwała ręka z pełną siatką i słowami zza okna:
-Może ktoś z Państwa życzy sobie śliwek ? Taki śmiech, tak pełną zbiorową piersią
słyszałem pierwszy raz. Wybiegliśmy za śliwkodawcą... na próżno.
W kuchni zrobiło się za gorąco przy wygaszonym już piecu. Swetry poszły w kąt.
Po chwili poszedłem z usypiającą Martusią. Zasnęła w momencie. Le załem obok
kontemplując to zdarzenie. Nagle zobaczyłem, że jestem sam z Martusią w kuchni.
Siedziała obok, nagle wzięła jedną śliwkę. Przyglądałem się jak je. Popatrzała
na mnie i powiedziała: -jeszcze ją trochę ogryzę. Zgodziłem się. Wzięła resztę
złoto-różowej śliwki w dwa palce i włożyła do ust...i połknęła. I znów Śmiały,
rycerze, pogotowie, szpital, chirurg, który powiedział: To silne dziecko, śliwka
jest w żołądku, strawi ją ale przez trzy dni będziemy obserwowali.
Wstałem, już fizycznie i poszedłem do kuchni. Tamto widzenie było bezczasowe.
Po chwili weszła Martusia/fizycznie/: -Tatusiu, obudziłam się, powiedziała.
Wiem córeczko, chodź spać. Spaliśmy do południa.
Wieczorem było luźniej, połowa bywalców skończyła wakacje i zeszła z góry.
Następnego ranka jedliśmy śniadanie.Weszła Beata, popatrzała na Martusię.
Martusia zaczęła chlipać, prawie na bezdechu,,, Beata chciała się tłumaczyć
ale bezgłośnie powiedziałem Jej, by była cicho, dzieje się coś bardzo ważnego.
Nagle na niej wyłoniła się czarna jak noc aura, zakryła Ją całą. Aura wysunęła
mackę i przepłynęła na Martusię. Martusia skurczyła się, zszarzała. Siedziałem
metr od Martusi. Mrugnąłem do Beaty, wziąłem Martusię na ręce, na dworze
posadziłem ją sobie na ramiona i poszedłem w góry. Darłem w górę i w dół,
byle dalej, jak najdalej. Po 30 min. odrętwienie minęło Martusi. Zaczęła się wiercić,
a i mnie zrobiło się ciężko. Przechodziliśmy obok szpaleru brzóz 20-to letnich.
Martusia nagle wychyliła się i objęła jedną z nich, z okrzykiem radości: Bziozo
ty moja kochana!! Szara chmura odleciała po pniu, gałęziach do góry i
rozpłynęła się ponad brzozą.
-Tatusiu, po co my tu przyszliśmy ? Zapytało dziecko. Poszukać grzybków,
odpowiedziałem i wiedziałem już, że misterium dobiegło końca. Martusi
nie zaszkodziło, a potwierdziła swoje obudzenie potężnym egzorcyzmem.
W trawie obok brzóz czekały też na nas trzy dorodne prawdziwki. Patrz na zdjęcie
i na Martusię. Zdjęcie zrobione wtedy, tam. 29.08.1998r. g. 12-ta. Po trzech
miesiącach otrzymaliśmy list od Beaty z podziękowaniem dla Martusi.
...Zmieniło się moje życie na DOBRE -napisała Beata. Gratuluję Martusi, gratuluję
Beacie, gratuluję sobie. Razem zrobiliśmy to, co mieliśmy do zrobienia w tamtej
chwili i w tamtej sytuacji. Dziękuję wszystkim świadomym i nieświadomym
pomocnikom i obserwatorom.

Świadek/pomocnik
_________________
Życie jest Światłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 16:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Za malo danych. Co to za Beata z czartna aura? Jaki zwiazek z dzieckiem?
Wyjasnij, pls. Bo i ja najczesciej dzieci az boje sie dotykac, by cos czarnego ze mnie na nie nie przeszlo. Ja sobie poradze, ja tym sie zywie nawet, ale za czarne i za silne dla malenstwa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama






Wysłany: Pią Lut 13, 2009 16:20    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez Stena Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group