Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Iluminacja, Szok psychotyczny, Autyzm i Schizofrenia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Schizofrenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2121
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Pon Maj 03, 2010 19:41    Temat postu: Iluminacja, Szok psychotyczny, Autyzm i Schizofrenia Odpowiedz z cytatem

http://interia360.pl/artykul/schizofrenia,31486
http://interia360.pl/artykul/co-to-jest-autyzm,29364

po tych artykulach mam wrazenie, ze wszyscy jestesmy wariatami
na swoja obrone podam, ze moje 'jazdy' byly praktycznie zawsze pozytywne, radosne i pelne mocy
jesli cos grozilo wycieciem mnie z otoczenia, to raczej traumy po bolu
nigdy dzungli ludzkiej nie uwazalem za swoj swiat, ale tez nigdy calkowicie sie nie odcinalem; z ciekawoscia wchodzilem w rozne relacje; zawsze tez za jeden z waznych elementow kontaktu z rzeczywistoscia uwazalem trzymanie sie swiata fizycznego: uczenie sie o nim i dzialanie w nim

nasuwa sie ciekawy wniosek: mozemy miec do czynienia z dosc powszechnymi doswiadczeniami, ale o tym do czego beda prowadzic i jak sie zamanifestuja ich efekty zalezy od inteligencji i przygotowania osoby; dzieci zabladza i skonczy sie autyzmem, dorosli wychoduja sobie nowa tozsamosc, by miec jedna dla siebie i jedna dla otoczenia; jeszcze inni nie doswiadcza tak duzego cierpienia, albo zniosa je lepiej i pozbieraja sie latwo z tego
trzeba wiec miec jakis kierunek i ogrom ufnosci w sobie...
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Reklama






Wysłany: Pon Maj 03, 2010 19:41    Temat postu:

Powrót do góry
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 10:24    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z gory, nie czytajacac:
Ja mam "tak samo". Ufnosc. Ze sie to wszystko dobrze (a nawet wspaniale) skonczy. I ze jest CIEKAWIE. Moze w zyciu bardziej chodzi o to (a nie, zeby "obrosnac w piorka" i okopac sie na ustalonych pozycjach? Zeby sie stale rozwijac i nowego doswiadczac?

..." Daj mi dzien dzisiejszy
ciekawy, ognisty, sloneczny i radosny"
(z mojej modlitwy, co ulozylam w mlodosci. Bogowie tez byli inni.)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 12:16    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dużo w tym ważniejszym linku nie powiedział. Ale wklejam z http://interia360.pl/artykul/schizofrenia,31486 , żeby było wiadomo o co chodzi:

Cytat:

Schizofrenia
autor: Adam Jezierski
2010-02-19 09:06:43
Napisałem dla Interii artykuł zatytułowany "Co to jest Autyzm?". Moja (zawarta w tamtym artykule) teza, że cała grupa chorób psychicznych ma wspólne źródło (w podobny sposób się rozpoczyna), jest kontrowersyjna i dobrze się stało, że wywołała dyskusję.

Trochę szkoda, że trolle nie omieszkały się dołączyć. Jednak wypowiedzi matki autystycznego dziecka, osoby obserwującej i wspomagającej od lat rodzinę, wychowującą autystyczne dziecko, pielęgniarza z dużym doświadczeniem pracującego na oddziale psychiatrycznym, oraz dwóch osób, u których rozpoznano psychozę, dają dużo do myślenia.

Ten artykuł (Schizofrenia) nie będzie zawierał żadnej nowej, kontrowersyjnej tezy, czyli jak niektórzy komentatorzy to określają, znowu mam zamiar napisać ładne wypracowanie.

Schizofrenia rozpoczyna się w następujący sposób:
W wyniku szoku psychotycznego, u "chorego" pojawiają się halucynacje (zaczyna śnić na jawie i wierzyć w to, że jego sny są rzeczywistością), i równocześnie pojawia się autyzm, czyli w tym wypadku (tak należy rozumieć to słowo), przemiana uczuciowości.
"Chory" traci możliwość odczuwania pewnych uczuć (brzydko napisane, ale precyzyjnie), a w to miejsce pojawia się możliwość odczuwania uczuć, których dotąd nie znał, nie rozumie ich, a nawet nie potrafi ich nazwać.
Ta nagła zmiana osobowości, w połączeniu z halucynacjami, których "chory" nie odróżnia od rzeczywistości, powoduje, że otoczenie stwierdza, iż syn, córka, brat, mąż... "zwariował", a psychiatra rozpoznaje tzw. zespół paranoidalny, czyli ostrożnie diagnozuje pierwszy rzut schizofrenii.

Co się dzieje dalej?
Różnie może się to rozwinąć. Halucynacje zanikają (pomocne w tym są środki psychotropowe), albo "chory" przestaje wierzyć w ich realność. Mogą też uporczywie utrzymywać się, a "chory" nadal będzie wierzył w te "Objawienia".

"Chory może przyznawać się do tej wiary, albo ukrywać przed wszystkimi, co przeżywa.

Te psychotyczne halucynacje są (podobno) niezwykle sugestywne.

Natomiast autyzm pozostaje. "Chory" przestaje rozumieć uczucia innych ludzi, a ci inni nie rozumieją jego uczuć. Psycholog wykrywa brak empatii. Natomiast "chory", żeby uzyskać akceptację otoczenia, musi zacząć maskować swoją osobowość. Grać (na pokaz) rolę będącą do przyjęcia przez jego bliskich oraz przez innych ludzi, z którymi się spotyka.
To właśnie nazywane jest rozdwojeniem jaźni, czyli schizofrenią.

Moim zdaniem, schizofrenicy wiedzą, która osobowość jest ich prawdziwą osobowością, a która teatralnym przedstawieniem. Ten pogląd wynika z moich osobistych spotkań i rozmów ze schizofrenikami.
Prawdziwa osobowość czasami przebija przez maskę, co dobry psychiatra umie łatwo wychwycić.

Szoki psychotyczne mogą się powtarzać. Nawrót "choroby", czyli następny szok psychotyczny wywołuje kolejne halucynacje, urojenia (tzn. halucynacje tak sugestywne, że "chory" daje im wiarę), może też pogłębiać autyzm, generując możliwości nowych form uczuciowości, albo zacierając stare formy.

Wielu schizofreników to osoby bardzo twórcze. Osoby, które zdobyły sławę jako artyści, uczeni, lub... politycy.

Warto, żeby każdy wiedział choć trochę na temat schizofrenii. Ponieważ każdy może się z nią w życiu spotkać, a wielu z Was spotyka schizofreników na ulicy, na uczelni, w pracy... nie wiedząc o tym, że zna ludzi dotkniętych tą przypadłością. Oni mogą być niebezpieczni jedynie w wyjątkowych okolicznościach, a statystycznie rzadziej popełniają przestępstwa, od tych "zdrowych".
Ciekawe, czy cenzura to puści.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 14:14    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ten "szok psychotyczny" od którego się wszystko zaczęło, to co? Jakiś traumatyzm, z którym psychika dziecka nie mogła sobie poradzić w 5 minut. Realny czy urojony – wszystko jedno, "faktem psychologicznym" nazywa go Ken Wilber.

U mnie to był sen, powtarzający się koszmar dziecka: że cała rodzina umrze, nie ma ratunku, nie ma słów, już tylko w milczeniu na siebie patrzymy przerażeni.
A szczegóły tego snu: że siedzimy na podłodze wokół naczynia z węglem drzewnym(?), że nie można wyjść z domu, bo "chmura spadła na ziemię" a jak ktoś mnie bierze na ręce i pokazuje przez okno (a w nim poziome drewniane żaluzje, jakie pierwszy raz w tym życiu zobaczyłam mając 20 lat w Rumunii) , a przedtem na niebie zajaśniało "drugie słońce" ; a małego braciszka, który umarł pierwszy, nosiłam na plecach w specjalnej szarfie(?) - wszystko to, plus data mojego urodzenia (9 miesięcy po)
pozwala mi prywatnie domniemywać, że to "ja" wtedy umarłam z napromieniowania pod Hiroshimą.
I znajoma mantra : "Namo Amida Butsu" .

Przyczynek do szukania "co to jest ja?" (pierwszy koan Zen). Czy to "ja" tam umarłam czy na moją świadomość "nakleiły się" wspomnienia zmarłej tam dziewczynki?
Ale wynik w realu ten sam.

I ten sen wpłynął znacząco na moje całe życie. Klnęłam, że zepsuł mi tzw "szczęśliwe dzieciństwo" (którego tak naprawdę chyba nie ma), że zamiast być beztroskim dzieckiem jestem przerażona śmiercią.
Nawet założenie tego forum też jest kontynuacją moich poszukiwań rozwiązania koanu: "Jak prawidłowo umierać?"

I ja tego koszmaru przez 40 lat nikomu nie opowiedziałam. Był zbyt straszny, by go przywoływać na jawie. I co rodzice mogliby poradzić? Przytulić? Pocieszyć? Odwrócić uwagę?
Tak robią psychiatrzy, gdy się do nich zwróci przyszły pacjent. Przepisują najsilniejsze ogłupiacze i groszową rentę.
Ale co mogą zrobić więcej?

Mi "przeszło" tzn przestało boleć, gdy po moim oświeceniu, gdy "kawałki puzzla same wskakują na swoje miejsca" uznałam koszmar senny za "wspomnienie z poprzedniego życia" . Zaklasyfikowałam. Odłożyłam na swoje miejsce. Zrozumiałam.
I odtąd koszmarny sen nie powtórzył się więcej. Pozostał już obojętnym wspomnieniem. Które jednak było mi jakiś czas prywatnym "dowodem" że życie po śmierci istnieje. I ja, rodząc się na nowo, dostałam nowe życie, a w nim nowy kraj, nowe ciało, nowych rodziców...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 17:18    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oczywiście, dla świętego spokoju, ww tematu nie poruszałam wśród białych. Za to wśród Hindusów mogę swobodnie opowiadać o moich wspomnieniach z życia w Indiach. Tam reinkarnacja jest powszechnie uznawana i każdy zna masę podobnych wypadków.
Przypominam, że dostałam otwarty wstęp do ich domów, gdzie potem żyłam jak krewna, gdy raz wyłożyłam różnicę między Wisznu a Shivą (i ich wyznawcami) lepiej, niżby to zrobił ich pandit.
A skąd to ja wiedziałam? No cóż, sama z siebie. W książkach było tylko przypomnienie, co mi w duszy grało.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 17:47    Temat postu: Portret nieszkodliwego schizofrenika: Odpowiedz z cytatem

Nowy artykuł Adama Jezierskiego na http://interia360.pl/artykul/andrzej,34313 :

Portret nieszkodliwego schizofrenika:

Cytat:

Andrzej
2010-04-29 12:28:46

U Andrzeja stwierdzono schizofrenię, gdy był studentem Politechniki.
Andrzej jest moim kolegą za szkoły. Można o nim powiedzieć: ciekawy człowiek.
Nasze Liceum to nie pierwsza lepsza szkoła. Wśród absolwentów mamy wielu bardzo znanych ludzi. Artystów, naukowców i... polityków. Nawet aktualny premier RP jest absolwentem naszej szkoły.
Najważniejsze jest to, że z okien naszej szkoły widać Pomnik Trzech Krzyży Gdańskich, który jest oddalony o około 50 metrów. Podobnie jak słynna Brama Stoczni Gdańskiej. Miało to duży wpływ na historię naszego Liceum.
W marcu 1968 roku byłem uczniem X klasy. Już wtedy zajmowaliśmy się polityką. Nasza Szkoła, jako całość, odmówiła podpisania rezolucji potępiającej studentów Politechniki Gdańskiej, którzy przyłączyli się do rozpoczętych w Warszawie protestów przeciwko cenzurze.
Do szkoły przybyli działacze partyjni. Usiłowali wymusić na nas podpisanie takiej rezolucji.
Odmowa była dla nas dosyć ryzykowna. Szczególnie dla przywódców tej akcji. Jednak, w końcu nic złego nam nie zrobiono, choć przez moment groziło, że nie będziemy mogli nigdzie studiować.
Byliśmy dosyć sprytni. Oficjalnymi przywódcami buntu było czterech najlepszych uczniów w szkole. Należałem do tej grupy. Poza tym to była elitarna szkoła. Naszymi rodzicami byli działacze partyjni, rzemieślnicy (tzw. prywaciarze), dziennikarze i wykładowcy wyższych uczelni.
Gomułka nazwał nas bananową młodzieżą, bo naszych rodziców stać było na zakup bananów dla dzieci. Banany, wtedy drogie, były symbolem luksusu.
Wszyscy uczniowie odmówili podpisania rezolucji.

Blady strach padł na rodziców, szczególnie tych wysoko partyjnych i udało się im (rodzicom) zatuszować sprawę.
Andrzej nie skończył studiów na Politechnice Gdańskiej. Zachorował. Lekarze rozpoznali schizofrenię.
Mimo to ożenił się i ma dwoje dzieci.
Nigdy nie był dobrym ojcem. To jest pewne. Żona wkrótce z nim się rozwiodła. Dzieci, dziś już dorosłe, nie chcą utrzymywać żadnych kontaktów z ojcem.
Andrzej uznał, że jest chory, nie nadaje się do żadnej pracy (taka była zresztą opinia biegłych psychiatrów) i został młodym rencistą.
Zgubiło go to, że nie potrzebował pieniędzy.
Takie jest moje zdanie.
Niektórzy schizofrenicy mają duże życiowe osiągnięcia. Najczęściej jako artyści, ale nie tylko. Znajomi bardzo często nie domyślają się, że mają do czynienia z ludźmi chorymi i to chorymi na chorobę, która ma taką złą opinię.
Andrzej też był, i jest, bardzo zdolny.
Mam na to wiele dowodów. Np. często wygrywał ze mną w szachy. To wcale nie jest takie łatwe. Zna bardzo dobrze kilka języków (na pewno bardzo dobrze zna angielski – to sam mogę ocenić), mimo, że nigdy nie był za granicą...

Andrzej nie potrzebował zarabiać pieniędzy. Rentę miał zawsze bardzo niską, ale jego siostra wyemigrowała do USA w najlepszym okresie, na początku lat osiemdziesiątych. Solidarnościowych emigrantów przyjmowano wtedy na niezłych zasadach. Dodatkowo siostra Andrzeja wywiozła z Polski bardzo dużo pieniędzy.
Sprzedała nieruchomości. Nie wiem dokładnie za ile, ale przez porównanie: znana była sprawa zakupu przez Lecha Wałęsę działki przy ulicy Polanki. Podawano oficjalnie, że działka ta kosztowała 70 tys. dolarów. Siostra Andrzeja sprzedała podobną działkę, przy tej samej ulicy i w tym samym czasie. Też mieszkam w Gdańsku przy Polankach i jak mówi stare przysłowie: "Wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi".
Siostrze Andrzeja i jej mężowi udało się w Stanach. Są tam bogatymi ludźmi. Przez długi czas przysyłali dużo pieniędzy jemu i jak się domyślam, osobno, jego żonie, która wychowywała bratanków. Andrzeja poznałem ponownie 10 lat temu. Przyszedł do Antykwariatu. Cierpiał z powodu straszliwej, beznadziejnej samotności. Dostał mój domowy numer telefonu.
Od tego się zaczęło. Andrzej miał mieszkanie w Gdańsku. Siedział sam w domu i bez przerwy dzwonił do kilku swoich znajomych, głównie kolegów z czasów młodości. Przeważnie dzwonił do mnie kilka razy dziennie. Często w środku nocy. O trzeciej albo czwartej nad ranem.
W tym czasie przestał zażywać neuroleptyki.
Miał lęki. Bał się, że ktoś chce go otruć.
Telefonując opowiadał o tym, co zobaczył w telewizji polskiej, angielskiej i amerykańskiej. Jakie wyciągnął z tego wnioski. Interpretował wydarzenia, snuł wizje przyszłości. W tym co mówił, coraz większą część zajmowały elementy systemu urojeniowego, który tworzył i który chciał mi narzucić.
To było bardzo uciążliwe. Koledzy, słysząc jego głos, rzucali słuchawkę. Wiem to od nich i od Andrzeja. W końcu tylko ja mu zostałem. Dzwonił też do rodziny w Stanach. Miał tam jeszcze inną rodzinę, poza siostrą i szwagrem. Do tej drugiej rodziny też dzwonił. Nie zwracał uwagi na to, która to godzina ichniego czasu.
Skończyło się tym, że przestał dostawać dolary od rodziny.
Wtedy wyszedł na miasto. Został miejskim głupkiem. Szukał kontaktu z ludźmi. Zaczepiał. Zagadywał. "Podrywał" młode ekspedientki pracujące w galeriach na Starówce, dziewczyny pracujące w British Council i Alliance Francaise. Zaglądał do hoteli i klubów młodzieżowych.
Spotykałem go na wernisażach i na promocjach książek, na których zawsze starał się zabierać głos. Wcześniej, gdy miał pieniądze, zatrudniał sąsiadkę, która sprzątała mu mieszkanie, prała itp. Teraz chodził w brudnych, zniszczonych ubraniach.
Ekspedientki z galerii bały się go panicznie. Kilka razy został ciężko pobity, gdy zaczepiał dziewczyny w młodzieżowych klubach.
Nie dawał się namówić na wizytę u psychiatry.
Znowu został pobity. Kupił maczetę, którą nosił pod kurtką.
Kiedy rodzina wznowiła przysyłanie dolarów, zaczął chodzić do najdroższych restauracji. Oczywiście w łachmanach, ale obsługiwali go. Bo płacił.
Znowu dzwonił do mnie i miał pomysły.
Nie wszystkie jego pomysły były głupie. Wręcz przeciwnie. Były wśród nich bardzo interesujące.
Opowiem o jednym. Najciekawszym (moim zdaniem).
Pamiętacie WTC? Samoloty rozbite o wieże Światowego Centrum Handlu spowodowały gigantyczne pożary. Giuliani, burmistrz Nowego Yorku wysłał do tych pożarów strażaków wyposażonych w węże do gaszenia ognia wodą z hydrantów.
Gaszenia WODĄ z hydrantów, w pełni zatankowanych, rozbitych SAMOLOTÓW!!! Zginęło około trzystu strażaków. Niepotrzebnie. A Amerykanie ogłosili Giulianiego bohaterem narodowym. Tyle to ja też wiedziałem. Już 11-tego września. Andrzej wymyślił coś więcej.
Widzami, którzy czasem wielokrotnie, oglądali filmy przedstawiające palące się wieże WTC, może najbardziej, wstrząsnęły obrazy ludzi wyskakujących z najwyższych pięter (ponad strefą ognia).
Po to, żeby nie spalić się żywcem, tylko rozbić o beton podczas upadku. Widzami wstrząsnęły zdjęcia ludzi wybierających lżejszą śmierć. Andrzej wymyślił, że na wyposażeniu wysokich pięter wieżowców, powinny znajdować się, proste w obsłudze spadochrony. Na wypadek pożaru.
Ktoś wyskakujący z okna, z takim spadochronem, miałby szansę. Może nie każdy wylądowałby bezpiecznie, ale nie wszyscy musieliby zginąć. Powinno się wyprodukować, jak najprostsze spadochrony i wyposażyć w ten sprzęt wysokie budynki. Pożar WTC może nie być ostatnim. A przyczyną pożaru nie musi być koniecznie zamach terrorystyczny.
Andrzej próbował, na swój sposób, zainteresować ludzi swoim pomysłem. Dzwonił do znanych mu wysokich hoteli i innych wysokich budynków. Jego sposób prowadzenia rozmowy przez telefon był wtedy taki, że ludzie przeważnie przerywali rozmowę, nie starając się zrozumieć, o co mu chodzi.
Kiedy powiedział mi o swoim problemie, postanowiłem zainteresować sprawą Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Poszliśmy tam razem. Rozmawialiśmy z oficerem, który w tym czasie kierował Gdańskim Oddziałem Agencji. Oficer podziękował nam za informacje i stwierdził, że Agencja zajmie się tą sprawą.
Czas nie był jednak dobry. Kończyła się druga kadencja Bush'a i Giuliani był wtedy jeszcze wymieniany wśród kandydatów na prezydenta. W Polsce, natomiast, Rząd PiS robił reformę Służb Specjalnych.
Oczywiście ABW nie poinformowało żadnego z nas, czy podjęto jakieś działania w tej sprawie. Jest to, zresztą, zupełnie normalne. Nie wiem, czy był jakiś ciąg dalszy. Jeżeli nie było, to ten artykuł jest miedzy innymi po to, aby przypomnieć o tej sprawie. Nic się nie zdezaktualizowało.

W tym czasie Andrzej miał już poważne kłopoty z prawem.
Zaczepił młodą dziewczynę w bibliotece. "Podrywał". Jacyś ludzie wystąpili w jej obronie. Ktoś go uderzył. Andrzej wyciągnął maczetę. Został obezwładniony i skierowany na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego.
Po leczeniu został, za zgodą Sądu, warunkowo zwolniony.
Przez ponad rok przyjmował lekarstwa i nie był uciążliwy dla otoczenia.
Potem niestety przestał się leczyć. Twierdził, że lekarstwa go trują i otumaniają. Powtórzyła się sytuacja z maczetą.
Jest bezterminowo, tzn. dożywotnio umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Na podstawie wyroku Sądu. Odwołał się, ale podobno nie ma żadnych szans.
Zaznaczam, że Andrzej na pewno nikogo nie zranił. Twierdzi, że tylko straszył maczetą.
O tym, że był kilkakrotnie pobity, wiem na pewno.
Taki Los.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Maj 04, 2010 17:49    Temat postu: Adam Jezierski Odpowiedz z cytatem

O autorze (z przypisów pod "Schizofrenia"):

Adam Jezierski

Autor nie jest psychiatrą. Autor jest (z wykształcenia), fizykiem ciała stałego i inżynierem elektronikiem.
Z zawodu wykonywanego (źródła dochodów), autor jest antykwariuszem i pisarzem.
Autor nie jest pracownikiem naukowym w żadnej instytucji, ponieważ wyrzucili go za bardzo dawnych czasów, a właściwie sam się zwolnił.
Główne zainteresowania autora, jako niezależnego naukowca, to TEORIA GIER, TEORIA SZYFROWANIA, TERMODYNAMIKA TEORETYCZNA i OGÓLNA TEORIA WZGLĘDNOŚCI.
Wszystkie te teorie są (wbrew pozorom) w pewnym związku. Hawking nazywa ten związek TEORIĄ
WSZYSTKIEGO, ale (moim zdaniem) jest to błędnie dobrany termin, ponieważ wprowadza, laików, w błąd co do istoty zagadnienia.
Pozdr. dla wszystkich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sro Maj 05, 2010 02:33    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A propos: "Ogólną teorię wszystkiego" (przynajmniej taki tytuł) wymyślił Lem w dzieciństwie – podaje we wspomnieniach z młodości. Dziś robi to Ken Wilber.
A że "wszystko jest współzależne" to wiemy z buddyzmu. (Te 12 obrazków na obwodzie Koła Zycia.)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 12:15    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ze pogoda nie taka, mogę to jeszcze skończyć, zanim wyjadę.

Trochę mnie ten życiorys "Andrzeja" przeraża. Czy i ja mogłam tak "skończyć"? (Nie, baba jest bardziej "pieds a terre". ) Niemniej, sa podobieństwa...
Co ja tam widzę:

Podobna młodość: studia dzienne, utrzymanie u rodziców, uprzywilejowana bananowa młodzież.. Szok w marcu 68 : ZOMO bije studentów, którym jeszcze tydzień temu pochlebiano, że są "przyszłością narodu".
"Zachorował" na studiach, których nie ukończył. Przyczyny nieznane (ból głowy? za bardzo świrował?). Niemniej – pozwolił sobie przypiąć łatkę "schizofrenii". A przecież powtarzam zawsze moim "schizofrenikom" : "morda na kłódkę i publicznie nie świruj za bardzo (możesz u siebie albo u mnie). Bo cię zamkną. A przecież uwłaczająca etykietka wyniknie z tego, co sam opowiesz psychiatrze. Udawaj normalnego! "

Czyli: w szkole miał odwagę cywilną a w domu nie przeciwstawił się naciskom rodziny? Bo to rodzina wypycha do psychiatry zbuntowane dziecko, które przeżywa normalny bunt młodzieńczy, że rzeczywistość nie zawsze jest taka różowa jak to sobie mały Jaś w przedszkolu wyobrażał.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 12:17    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tu różnica z Leonem, ale który był biedny. Mieszkał w akademiku, żył z groszowego stypendium, z którego jeszcze pomagał innym. Może był trochę dziwny (na egzamin w sandałach do garnituru, w przerwie koncertu potrafil narwać kwiatów z klombu by wręczyć śpiewaczce), ale serdeczny, wylewny i wszyscy go lubili.
Otóż ten Leon opowiadał:
- Głowa mnie bolała więc poszedłem do lekarza. I wyobraźcie sobie, że ten przez dwie godziny usiłował mi wmówić, że mam schizofrenię!
Lekarza Leon zignorował. (Zawsze można!) Studia skończył, zaczął doktorat na KUL-u... I wtedy zwiał. "Wybrał wolność" – tak to się wtedy nazywało. Pukano się w głowę: dobrze zapowiadający się młody naukowiec... Spotkałam go, gdy ustawiał wózki przed supersamem w Lozannnie. (Ale już: praca legalna, na pełen etat, dobrze płatna, bo Szwajcaria.) Wynajmował norkę w kamieniczce przy starym mieście. Od razu wypchana książkami – bo książki dla Leona były najważniejsze. Na występy Teatru 8-mego Dnia pojechał aż do Belgii. Zalazł na Mont Blanc, pieszo ( i klnął na przewodnika że go wyprowadził w błoto). Potem był ślub Leona z Eli z Madagaskaru, na który aż z Paryża jechano. (Eli była Francuzką, w dawnej kolonii jej rodzice mieli niegdyś plantacje. ) W posagu dostała wilę z ogródkiem i dochodzącą gosposią, opłacaną przez mieszkającą w pobliżu teściową(! LOL). I podróż na Seychelles. Ale po kilku latach się się rozstali. Przyjaźnie, polubownie. Willę sprzedano, Eli pojechała z misją Czerwonego Krzyża do Izraela (była pielęgniarką) (bo co można robić, jeśli się "nie musi" pracować?) a Leon wrócił do swoich książek. Jest specjalistą od Joyce'a.

Leo nie miał "schizofrenii". Samodzielny, robił co chciał, nie licząc się z opinią publiczną. Serdeczny, uśmiechnięty, lubił ludzi. Może różnica w wewnętrznym klimacie psychicznym?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 12:18    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Andrzej uznał, że jest chory, nie nadaje się do żadnej pracy (taka była zresztą opinia biegłych psychiatrów) i został młodym rencistą.
Zgubiło go to, że nie potrzebował pieniędzy.
Andrzej nie potrzebował zarabiać pieniędzy. Rentę miał zawsze bardzo niską, ale (...) siostrze Andrzeja i jej mężowi udało się w Stanach. (...) Przez długi czas przysyłali dużo pieniędzy jemu i jak się domyślam, osobno, jego żonie, która wychowywała bratanków.


Czyli: z "bananowej" uprzywilejowanej młodzieży wyrastają życiowe niedorajdy. Niezdolne zadbać o siebie, zarobić, nawiązać kontakt z ludźmi. Roślinki chuchane w szklarni też nie zniosą normalnych wiatrów i chłodów.

A gdy warunki się zmienią (śmierć nadopiekuńczych rodziców, koniec uprzywilejowania) pozostaje poczucie klęski, pretensje do świata, rozżalenie...

Dlaczego tak mnie porusza ten temat?
Bo i ja miałam podobną młodość. Czy mogłam też tak skończyć? Chyba nie, miałam za dużo różnych zainteresowań, by zwracać uwagę na warunki zewnętrzne. A odtrutką na domowe chuchanie był wakacyjny autostop. W końcu, jak mi się zrobiło ciasno w Polsce (cenzura! zabrakło mądrych książek!) też "wybrałam wolność". I od razu musiałam sama się utrzymać. A z domu to mnie "z dwiema lewymi rękami" do pracy wypuścili. Wszystkiego musiałam się nauczyć natychmiast. I dziś mogę się utrzymać choćby z prasowania męskich koszul "jak do sklepu" czy z prania i arystycznego podszycia luksusowej jedwabnej bielizny. Takie były początki, bo jeśli jeszcze bez języka, to tylko praca fizyczna. A najtrudniej było zrzucić to polskie uwarunkowanie, że pani magister nie przystoi praca fizyczna, bo jej korona z głowy spadnie. Na szczęście na Zachodzie na to patrzą inaczej i nawet doktor filozofii robi na zmywaku.

A brak pieniędzy zmusza do wyjścia do ludzi, rozmów, kontaktów, znajomości. Każda krótka dorywcza praca mnie czego innego nauczy i poznam w niej nowych ludzi. Początki emigracji wspominam jako zabawę, "przygodę na autostopie". Nie bierz siebie na serio, dystansik. Przecież gdy stałam przy drzwiach w czarno-białym stroju pokojówki, mówiłam "Monsieur, Madame" i odbierałam perfumowane futra – czułam się naprawdę jak w teatrze! (I podwójnie mi płacili za ten szpan, LOL)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 12:55    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Mimo to ożenił się i ma dwoje dzieci.
Nigdy nie był dobrym ojcem. To jest pewne. Żona wkrótce z nim się rozwiodła. Dzieci, dziś już dorosłe, nie chcą utrzymywać żadnych kontaktów z ojcem.

Typowe w Polsce. Jedyny program na życie dla hetero, obojętne czy ma schizofrenię, czy nałogowo pije...

Tylko geje wiedza od dziecka, ze nie dla nich malzenstwo. I ze musza umiec o siebie zadbac sami a nie na matke czy zone zwalac.

Tez "tak mialam". Gary i zaciszne gniazdko nigdy mnie nie interesowały. "Gamofobia" nazywa sie niechec do malzenstwa. W domu przy nadtroskliwej mamusi było za wygodnie. Gdybym wyszła za mąż, to cała robota gosposi by na mnie spadła. Gdzie wtedy czas na książki, liczne zainteresowania, pracę naukową? Co innego miły niezobowiązujący romans. Ale w moje życie prywatne nikt nie ingerował.

Przypuszczam, że "schizofrenicy", dla których ważniejsze są abstrakcyjne teorie i własne rozmyślania niż real, też do małżeństwa się nie nadają. Dla żony będzie taki nie pomocą ale obciążeniem, jeszcze jednym dzieckiem do niańczenia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 13:18    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wcześniej, gdy miał pieniądze, zatrudniał sąsiadkę, która sprzątała mu mieszkanie, prała itp. Teraz chodził w brudnych, zniszczonych ubraniach.

No, łajza. "Dwie lewe ręce." Straszy czy wzbudza litość wyglądem. Nadaje: nikt o mnie nie dba, a ja sam nie umiem! Jaki jestem biedny i opuszczony! (tzn "nikt mnie nie kocha", nie niańczy, nie mam kochającej babci, matki, żony do podcierania! ) Przeniesienie w dorosłe życie zachowań z dzieciństwa. Nie chce być sam za siebie odpowiedzialny.

Usłyszałam kiedyś od Billa:
- Nobody loves me? I must be a very big motherfucker!

Ale żony z dwójką dzieci nie opuszczają męzów bez powodu. Tylko w ostateczności, jeżeli łatwiej sobie poradzić samej niż z nim.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 13:24    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Niektórzy schizofrenicy mają duże życiowe osiągnięcia. Najczęściej jako artyści, ale nie tylko. Znajomi bardzo często nie domyślają się, że mają do czynienia z ludźmi chorymi i to chorymi na chorobę, która ma taką złą opinię.
Andrzej też był, i jest, bardzo zdolny.
Mam na to wiele dowodów. Np. często wygrywał ze mną w szachy. To wcale nie jest takie łatwe. Zna bardzo dobrze kilka języków (...)

Schizofrenia to nie debilizm. To raczej przerost inteligencji. Problem w braku przystosowania się do otoczenia, które jest "normalne" tzn przeciętne.
Skoro większe zainteresowanie abstrakcyjnym "bujaniem w obłokach" a nie tym, "co będziemy jeść dziś wieczorem?" to jasne, że taki odstaje.
Jeśli znajdzie pracę, gdzie mu płacą za jego zainteresowania – "świr schizofrenika" będzie nazywany "profesorskim roztargnieniem". Innych "objawów ubocznych" nie będzie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Maj 08, 2010 16:30    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Cierpiał z powodu straszliwej, beznadziejnej samotności. (...) Siedział sam w domu i bez przerwy dzwonił do kilku swoich znajomych, głównie kolegów z czasów młodości. Przeważnie dzwonił do mnie kilka razy dziennie. Często w środku nocy. O trzeciej albo czwartej nad ranem.

Telefonując opowiadał o tym, co zobaczył w telewizji (...) Jakie wyciągnął z tego wnioski. Interpretował wydarzenia, snuł wizje przyszłości. W tym co mówił, coraz większą część zajmowały elementy systemu urojeniowego, który tworzył i który chciał mi narzucić.
To było bardzo uciążliwe. Koledzy, słysząc jego głos, rzucali słuchawkę.

Dzwonił też do rodziny w Stanach. (...) Nie zwracał uwagi na to, która to godzina ichniego czasu.
Skończyło się tym, że przestał dostawać dolary od rodziny.


Samotny, jak dorwie interlokutora, to gada godzinami. O sprawach, które tylko jego interesują. A nawet nie zapyta, czy rozmówca ma czas, o zdrowie itp. Upierdliwy.
(Też mam taką koleżankę i od lat jej doradzam internet – taniej niż telefon i łatwiej znajdzie ludzi o wspólnych zainteresowaniach. Ale ona woli na żywo nadawać. )
Może nie chodzi o temat, ale o kontakt (też samotna). Ale wyjściem z samotności (jeśli dokucza) jest zainteresowanie się innymi ludźmi. Każdy jest szczęśliwy jeżeli pytam serdecznie jak się czuje i co myśli o tym i owym. Nawet, że po prostu mam czas na trochę rozmowy – i to jest raczej życzliwe wysłuchanie a nie mój monolog. "Schizofrenicy" nie zauważają innych ludzi więc tego nie umieją.
A jak pokocham czy zainteresuję się cudzym dzieckiem czy pieskiem – to dostanę je chętnie i na spaczer, i mogę do przedszkola odprowadzać za maleńką łapkę i bawić się z nim zawsze i rodzice są tylko wdzięczni. Lecz jak starszym samotnym mężczyzną – to się nie opędzę od matrymonialnych propozycji. Ale spoko – nie mam czasu brać sobie kogoś na stałe na głowę. Pół godziny rozmowy to nie hotel z pełną obsługą 24/24.

Dawniej babcie w rodzinie uczyły wnuczęta zachownia się, uprzejmości itp. Były w "Przekroju" porady "Savoir-vivre" . Dziś nie zajmuje się tym chyba nikt. W szkołach jest jakieś "przygotowanie do małżeństwa". Ale: przygotowanie do życia, na codzień, w społeczeństwie?

Ta "upierdliwość pitbulla" też może być dobrze użyta. Koleżanka wygadała sobie miesięczne odszkodowanie po jednodniowej pracy i "niesprawiedliwym" zwolnieniu. Innym razem też wygadała kawalerkę w Paryżu z opieki społecznej czy innego socjalu dla Stana.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama






Wysłany: Sob Maj 08, 2010 16:30    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Schizofrenia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group