Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gips na złamany kręgosłup... (freelaw's update)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Schizofrenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon Sie 23, 2010 00:39    Temat postu: Gips na złamany kręgosłup... (freelaw's update) Odpowiedz z cytatem

Cześć moi drodzy :)

Może ten temat powinien być w "Schizofrenii" ale trochę tu pojadę w osobistym tonie, pomieszam i nie wiem - Nino, proszę przenieś to jeśli uważasz że tak lepiej. Na początek raczej osobisty wstęp. Było tak:

Któregoś to dnia jakiś czas temu podczas dyskusji o schizofrenii Nina nadała do mnie mniej więcej coś takiego: "freelaw! Jesteś pomiędzy nami, w środku. Znajdź odpowiedź dlaczego jeden szczęśliwy a drugi cierpi". Miała na myśli najwyraźniej siebie, Zrytego i mnie a w zasadzie bardziej ogólnie: "mistyków" i "schizofreników" i "tych co pomiędzy". Jakkolwiek takie określenie mnie najprzyjemniej mi zwykle nie robi, to myśl tą odeprzeć mi trudno. Nina zresztą nie zaskoczyła mnie takim stwierdzeniem bo sam o sobie tak już nie raz byłem skłonny myśleć.

Może coś w tym jest? - myślę sobie. Może jestem taki właśnie i takich właśnie potrzeba do badania tej sprawy?

W każdym razie Nina np w moim odczuciu rzeczywiście nie wydaje się mieć takiej jak ja empatii jeśli chodzi o schizofreniczne cierpienia, odczucia.

W każdym razie koncepcje na ten temat mnożą się w moim umyśle jakoś "same" i jakoś obficie i wydają się zawierać trop prawdy.

W każdym razie "polecenie" Niny siedzi mi z tyłu głowy tylko rzadko tak naprawdę znajduję w sobie siły, żeby się z tymi zagadnieniami jakoś 'mierzyć'.

Zaglądam tu regularnie, czytam bo chcę, ale tempo i głębia tematyki jaką tu poruszamy okazały się dla mnie za duże, więc przestałem pisać. Jednak przynajmniej z tym "poleceniem Niny" chciałbym się powoli mierzyć więc przedstawiam wam jedną z moich myśli na temat różnic pomiędzy sch. a mistykiem... Podstawową właściwie.

Będzie to napisane raczej luźno ale mam nadzieję że złapiecie główną myśl. Wszelkie sugestie, krytyka mile widziane.

-----------------------------------------------------------------------------------



Czytałem jak Nina i 11k piszą o "oczyszczeniach". Samo w sobie pojęcie jest dla mnie nowe (bo z buddyzmu - ja kojarzyłem tylko pojęcie "noc ducha" u Jana od Krzyża i intuicyjnie kojarzyłem to z, można powiedzieć, czasem oczyszczeń). Co oczyszczamy? Jak można to określić? Wygląda mi na to że oczyszczamy świadomość. Niech będzie że nazwę to (bez pewności) świadomością natury Buddy. Pragniemy od pojedynczego "dotknięcia/dotknięć" dotrzeć do sytuacji bycia w stałym kontakcie z tą naturą. Po to oczyszczenia.

W tym miejscu dołożę jeszcze jedno porównanie z buddyzmu (właściwe z książki Jakusho Kwonga). Cytat (mniej więcej): "W czasie pobytu u nas plan dnia jest dla żyjącego w tobie ziarna zen jak strąk chroniący ziarenko fasoli." To stwierdzenie sugeruje że ziarenko może umrzeć, Jakkolwiek je nazwać, czymkolwiek ono jest, może umrzeć.

Może można o nim powiedzieć że jest jakiegoś rodzaju konfiguracją pewnych czynników - tylko kiedy wszystkie warunki są spełnione, jesteś świadom natury Buddy. Co jeśli możliwość spełnienia jednego z nich z jakiegoś powodu "umarła"? Umarło ziarenko...

W takiej teoretycznej sytuacji oczyszczenia byłyby jak umieszczanie martwego ziarenka w strąku albo jak gips nakładany na złamany kręgosłup (z nieodwracalnie przerwanym rdzeniem).

Abstrahując od tego czy tak jest faktycznie ze schizofrenikiem, jemu tak się wydaje. Jego cierpienie polega na tym, że wszedł on w kontakt z naturą buddy a następnie, po jakimś czasie zaczął odczuwać że możliwość doświadczenia tego ponownie jest zaprzepaszczona. Odczuł coś w stylu złamania duchowego kręgosłupa, czuje że do końca życia będzie sparaliżowany i "mu nie przetłumaczysz" że powinien to czy tamto.

Mistyk takiego bólu nie zna. Zna ból oddalenia ale nie wiecznego oddzielenia. Zna ból zranionego ziarna ale nie ból jego śmierci.

Ta różnica w ODCZUCIACH wydaje mi się podstawowa.

Czy czujesz to jakoś? A może to zupełnie dla Ciebie oczywiste i rozpisałem się wg Ciebie idiotycznie o banale? Odzew mile widziany.

Pozdrawiam Was wszystkich.

freelaw
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Pon Sie 23, 2010 00:39    Temat postu:

Powrót do góry
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pon Sie 23, 2010 23:48    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jestem. Wiem, o czym mówisz. Gdy po pierwszym doświadczeniu nie można powtórzyć. A jeszcze się nie zapomniało. (A trzeba zapomnieć, żeby móc żyć dalej.) To PIEKŁO. Wg najczystszej definicji teologicznej: piekło to brak Boga. A już byliśmy, zjednoczeni w przebłysku, i znowu nas wyrzuciło. Więc cierpimy piekielnie z tęsknoty nie do wypowiedzenia.

Chyba każdy "tak miał". Pierwsze momenty są krótkie a potem znowu nas wyrzuca. I wtedy rozpacz. Zryty też się uważał za potępionego za życia.
Lecz jak komety przyciągane słońcem krążymy po orbicie. Nasze życie duchowe zachodzi falowo. W perihelium czarnej rozpaczy, gdzie "noc duszy", następuje zwrot i znowu zbliżamy się na nowo.
Kiedyż ze Stanem jeszcze wymyśliliśmy 5 nazw na tę najczarniejszą depresję: było "Piekło", lecz było też "Deus Absconditus" tj Bóg ukryty.

No cóż, a oczyszczenia umysłu służą, byśmy mogli krążyć wokół słońca coraz bliżej i częściej.
PS To forum też spełniło swoją rolę użyteczną dla naszych oczyszczeń. Wiemy coraz lepiej i rozwijamy się coraz prędzej.

PS ja osobiście po pierwszych doświadczeniach nie czułam się w piekle ale w czyśćcu. Takie samo cierpienie, ale nie nadzieja lecz pewność, że kiedyś się skończy i kiedyś moje doświadczenie powtórzę. Więc zrobię wszystko, by mój cel osiągnąć.

"Powinno być zagwarantowane prawnie, że kto znalazł Boga, może Go zatrzymać" – pisał mój ulubiony Ph.K.Dick. On też pewnie znalazł czy znajdował i tracił...

Schizofrenicy są w piekle i cierpią piekielne męki. (To "trzecie cierpienie" buddyjskie, egzystencjalne.) Lecz trzeba im powiedzieć, że to nie piekło ale czyściec. Ze męki są tylko czasowe i że jest wyjście.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Sie 24, 2010 00:09    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oczyszczamy nasz umysł z kleśa (zanieczyszczeń umysłu). Jest ich 5:
1 – niewiedza pierwotna co do naszej prawdziwej natury
2 i 3 para przeciwieństw w naszym wartościowaniu zjawisk: pragnienie i odpychanie (strach, agresja, nienawiść)
4 i 5 para przeciwieństw w wartościowaniu w naszych relacjach z ludźmi: pycha i zawiść.

Gdy te zaciemnienia usuniemy, w pełni zajaśnieje nasza natura Buddy.
A reszta buddyjskich nauk to praktyczne metody JAK to robić.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Sie 24, 2010 00:10    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat źle odczytałeś. Ziarno nie może umrzeć. Cały Zen z jego planem dnia, rytuałem, dobrymi nawykami i medytacjami ma go, jak zewnętrzny strąk, chronić. Ziarno jest najważniejsze, bo to jest twoja własna natura Buddy, czysta świadomość, poza czasem i wieczna.
freelaw napisał:

Może można o nim powiedzieć że jest jakiegoś rodzaju konfiguracją pewnych czynników - tylko kiedy wszystkie warunki są spełnione, jesteś świadom natury Buddy. Co jeśli możliwość spełnienia jednego z nich z jakiegoś powodu "umarła"? Umarło ziarenko...

Bzdura.
Owszem, jest wiele dróg i wiele warunków SPRZYJAJACYCH oświeceniu, lecz żaden z nich nie jest KONIECZNY. Spiritus flat ubi vult (Duch lata kędy chce) i oświecenie może zdarzyć się u każdego w każdej chwili. Bo w końcu to twoja własna natura Buddy na dnie twojej własnej świadomości. Która stale, jako milczący obserwator, w tobie jest. Ciało owszem, ciało czasem umiera, lecz świadomość nigdy.
To tyle na temat.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sro Sie 25, 2010 16:42    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nina2 napisał:
Cytat źle odczytałeś. Ziarno nie może umrzeć. Cały Zen z jego planem dnia, rytuałem, dobrymi nawykami i medytacjami ma go, jak zewnętrzny strąk, chronić. Ziarno jest najważniejsze, bo to jest twoja własna natura Buddy, czysta świadomość, poza czasem i wieczna.
freelaw napisał:

Może można o nim powiedzieć że jest jakiegoś rodzaju konfiguracją pewnych czynników - tylko kiedy wszystkie warunki są spełnione, jesteś świadom natury Buddy. Co jeśli możliwość spełnienia jednego z nich z jakiegoś powodu "umarła"? Umarło ziarenko...

Bzdura.
Owszem, jest wiele dróg i wiele warunków SPRZYJAJACYCH oświeceniu, lecz żaden z nich nie jest KONIECZNY. Spiritus flat ubi vult (Duch lata kędy chce) i oświecenie może zdarzyć się u każdego w każdej chwili. Bo w końcu to twoja własna natura Buddy na dnie twojej własnej świadomości. Która stale, jako milczący obserwator, w tobie jest. Ciało owszem, ciało czasem umiera, lecz świadomość nigdy.
To tyle na temat.


Na pewno?

Pierwsze silnie interesujące (dla mnie) poruszenie tematu schizofrenii jako stanu nieodwracalnej utraty pewnej (pewnych) możliwości znalazłem u Osho. Co prawda nie rozumiem tego dobrze ale z pewnością jakoś to do mnie przemawia. Może ktoś z was będzie rozumieć to lepiej, dla mnie bazowa idea jest na razie prawie całkowicie obca. Chodzi o 7 ciał jakie każdy z nas ma posiadać. Tłumaczę z angielskiego, chyba dobrze.

1. Fizyczne
2. Eteryczne
3. Astralne
4. Mentalne
5. Duchowe
6. Kosmiczne
7. "Nirwaniczne"

Z tego co "łapię" prawidłowa droga rozwoju wiedzie przez każde z nich, prawdopodobnie po kolei, w każdym razie w określonym porządku. Rezultatem eksperymentowania z ciałem piątym bez uprzedniego "przejścia" przez poprzednie jest właśnie schizofrenia. Podaję tu cytaty w swoim tłumaczeniu z angielskiego. Link do strony tutaj:

http://www.scribd.com/doc/34359602/Osho-is-a-Male-or-a-Female

Jeśli ktoś chce tłumaczenie nawet całości, służę.

(...) Więc "shirshasan" była używana jako metoda mająca przenieść cię z ciała czwartego do piątego. (...) Ale najpierw pierwsze cztery ciała muszą zostać przekroczone. Tylko wtedy może być pomocna, w przeciwnym wypadku nie. (...) (w przeciwnym wypadku) cztery ciała "patrzą w dół", a swoim wewnętrznym umysłem "patrzysz w górę". Wtedy jest pełna możliwość, że wystąpi schizofrenia. (...) Mówię, że nie powinno się eksperymentować z technikami "patrzenia do góry" przed przekroczeniem pierwszych czterech ciał. W przeciwnym razie powstanie pękniecie nad którym przerzucenie mostu będzie niemożliwe i trzeba będzie poczekać na następne życie żeby zacząć od nowa. (...)

Właściwie prawda - ten cytat nie mówi, że to "pęknięcie" pozbawia cię możliwości pełnego rozwoju na zawsze. Jednak jasno mówi, że pozbawia cię tej możliwości w tym życiu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2121
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Czw Sie 26, 2010 01:31    Temat postu: Re: Gips na złamany kręgosłup... (freelaw's update) Odpowiedz z cytatem

freelaw napisał:
W każdym razie Nina np w moim odczuciu rzeczywiście nie wydaje się mieć takiej jak ja empatii jeśli chodzi o schizofreniczne cierpienia, odczucia.


nie chce tu byc sedzia, ale czy to nie chodzi o to, czy podaza sie za czyims cierpieniem, czy nie??

chcialoby sie powiedziec, ze Nina wspolodczuwajac nigdy nie podaza za czyims cierpieniem, ale byloby to uproszczenie
przypomina mi sie sprawa, gdy jej przyjaciel sie zenil z kobieta obrotna, ale o nizszych emocjach
zasugerowalem, ze moze wcale nie dzieje mu sie krzywda
czasem trzeba zmoknac, by moc nauczyc sie cieszyc z bycia suchym
ze moze w zalowaniu go jest odrobina wlasnego zalu, ze zazdrosna malzonka zniszczy przyjazn
obojetnie jak bylo Nina poczula sie lepiej po przemysleniu sprawy

to wlasnie jest jeden z przykladow oczyszczen
obojetnie jakbysmy sie starali zawsze mozemy narazic sie na ktorys z rodzajow cierpienia i z braku uwagi, nawykow, czy innej slabosci poczuc bol wpisujacy sie w jakies cierpienie
nawet jesli do perfekcji opanujemy samodyscypline mozemy okazac sie niedoskonali cierpiac z powodu zmian
w Hunie rozwijamy sie jednoczesnie w siedmiu kierunkach: ike (świadomość), kala (wolność), makia (skupienie), manawa (wytrwałość), aloha (miłość), mana (pewność), pono (mądrość)

oczyszczanie sie jest wiec procesem dochodzenia do prawdy, do rzeczywistosci
uswiadamiania sobie prawdziwych podstaw tego co czujemy i myslimy
jest to czesto bolesny proces, bo zawiera w sobie koniecznosc konfrontowania wlasnych przekonan i oczekiwan z rzeczywistoscia
mowimy, ze swiat jest rzadzony prawami natury, a wszystko to zanurzone jest w rzeczywistosci, ktorej zrodel z kolei upatrujemy w bogu
pomijajac wiec wszelkie przyblizenia dochodzimy do boga/prawdy, ktory wyznacza swoje reguly
reguly rzeczywistosci, czy boga sa wiec czesto nieprzeniknione i stad, dla nas ludzi - okrutne

w kanonie buddyjskim jest mowa o szlachetnej prawdzie o podstawie cierpienia, ktora jest nieznajomosc wlasnej ponadludzkiej natury
nie oznacza to, ze jako ludzie przekraczajac ten prog przestaniemy cierpiec, ale zyskamy mozliwosc myslenia juz nie tylko jako ludzie
stad tez czesto oswiecenie nazywane jest nie uwolnieniem sie od cierpienia i wszelkiego bolu, ale uwolnieniem do cierpienia bolu (nie mylic cierpienia bolu z cierpieniem z powodu bolu)

bol i wszystko w swiecie staje sie wyrazne i niezmacone jak nigdy
jednoczesnie pojawia sie rozumienie naturalnej kolei rzeczy spraw
oczyszczenia prowadza do mozliwosci przezywania swiata takim jaki jest, bez rozciagania przejsciowych doswiadczen w trwajace dluzej poczucie cierpienia
cierpimy, gdy odstajemy od rzeczywistosci
mowiac jezykiem mistykow jest to kara za odstepstwo od boga/prawdy (nie tyle narzucona, co automatyczna)


oczyszczanie zdejmuje mechanizmy obronne
poslugujac sie wewnetrznym wyobrazeniem siebie (dalekim od tzw. prawdziwej natury) mechanizmy te zafalszowuja, manipuluja i ograniczaja kontakt z rzeczywistoscia, by podtrzymywac ta przyjeta wersje prawdy
to jak posadzenie za kierownica samochodu slepego i proba instruowania go zamiast znalezienia odwagi w sobie, by samemu prowadzic
jest przy tym cala masa ludzi twierdzacych, ze tak jest lepiej


mysle, ze kwestie dlaczego jedni cierpia, a inni nie mozna rozlozyc na analize poszczegolnych rodzajow cierpienia, ktorej ja jednak teraz nie zaczne

ogolnie ciekawi mnie bardzo dlaczego u schizofrenikow tak powszechna jest wewnetrzna walka o kierownictwo
ten rozdzial pomiedzy czescia ludzka i boska, logiczna i czujaca, dobra i zla itd.
z jakiegos powodu szukaja _racji_ i chca nia obdazyc jedna z polowek siebie
dla mnie to jakby zastanawiac sie nad kwestia: ktora noga lepiej jest chodzic?

choc wiekszosc burz u mnie ucichla, pamietam rozne rozterki i napiecia okresow zmian
kierunek z ktorego wyszedlem jednak zaklada, ze wszystko czymkolwiek dysponuje jest moim kapitalem
rozpisywalem sie o tym jak wielkiej milosci czysto ludzkiej musi byc w czlowieku, ktory doprowadza nas do naszego przebudzenia
bo przeciez czlowiek ten poswieca swoje zycie i ego, by doprowadzic nas do tego punktu, a sam pozostaje po swojej stronie
jak absurdalne musi byc dazenie przez czlowieka do przebudzenia, ktore dla niego moze byc przeciez zwykla smiercia (umyslu)
trudno tu mowic o zobowiazaniu, ale warto sie zdobyc chocby na szacunek do samego siebie, ze podazalo sie ta droga

mozna spierac sie, czy na tym sie konczy zycie czlowieka w czlowieku, a pozostaje tylko zycie boga w czlowieku przebudzonego po dotknieciu nieba
w Hunie nie ma takiego przejscia; w Chrzescijanstwie przezornie umieszcza sie je po smierci fizycznej (wstapienie do Ojca, do Krolestwa, porzucenie wszystkiego co nieczyste)
w buddyzmie roznych odlamow czasem stawia sie oltarzyki tej granicy przejscia modlac sie o nie

czyz nie jest udezajace, ze wielbimy to co kojazymy ze szczesciem??
w Hunie po zyciu mozemy udac sie do krainy wiecznych lowow, krainy duchow (odwiedzanej kazdej nocy), w ktorej robic bedziemy z grubsza to samo
skoro nic ma sie nie zmienic, po co to wielbic?? zycie, smierc, zaswiaty, wszystko ma ta sama powage, mozliwosci i moc

Chrzescijanstwo mowi o ziemskim padole', krainie lez i zbawieniu za zycia lub od jeszcze wiekszych cierpien

buddyzm mowi o wizji karmicznej
cierpisz z tym, do czego nie dojrzales
gdy dojrzejesz, przestaniesz cierpiec; zycie stanie sie nudne, gdy przestaniesz rozdzielac w nim wartosci

wszystkie te podejscia da sie pogodzic
to co je laczy to mniej niz prosty wniosek, ze zycie mamy po to, by cos z nim zrobic, a nieniknaca sila w nim bedzie zawsze nasze dazenie do szczescia
niewazne jak ubierzemy to dazenie i jak nakierujemy, wszyscy jestesmy pod tym wzgledem tacy sami

czy wiec myle sie bardzo uwazajac, ze dla wszelkiego dobra nalezy odpowiednio ozenic w sobie ludzka i boska czesc??
uzywac jedna dla dobra drugiej?
czyz jedna z nich bez drugiej nie ma sensu w tym zyciu?
czyz nie jest tak, ze tylko tandem moze byc jedyna opcja?

nawet swieci maja chwile poza ekstaza, gdy zdani sa na wlasne myslenie, w oparciu o bardziej lokalne zasoby
czyz wtedy nie sa istotne samodyscyplina i pokora obejmujaca tez szacunek do osobistych potrzeb?

dlaczego wiec schizofrenicy uwazacie, ze musicie wybierac??
dlaczego tak trudno jest plynnie przechodzic od bycia czlowiekiem w czlowieku do naturalnej ekstazy bezposredniego doswiadczania boskosci w swoim zyciu, do sluchania podszeptow ducha jakkolwiek sie objawia przy zachowaniu pelnej integralnosci siebie

jesli bog jest wszechmocny, to mozna go tez poprosic, by mowil do nas wlasnym jezykiem, trzeba jedynie zadbac, by rozmowa miala szanse byc pelna
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Sie 26, 2010 11:49    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gassio, 11k, za doskonałe pouczenie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Sie 26, 2010 12:04    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

freelaw napisał:

poruszenie tematu schizofrenii jako stanu nieodwracalnej utraty pewnej (pewnych) możliwości...


freelaw napisał:

Osho napisał:

W przeciwnym razie powstanie pękniecie nad którym przerzucenie mostu będzie niemożliwe i trzeba będzie poczekać na następne życie żeby zacząć od nowa. (...)

Właściwie prawda - ten cytat nie mówi, że to "pęknięcie" pozbawia cię możliwości pełnego rozwoju na zawsze. Jednak jasno mówi, że pozbawia cię tej możliwości w tym życiu.



"Zabij Buddę!" tj "Odrzućcie wszystkie autorytety, myślcie sami".
No to co, że Osho mówi? A ja mówię, że schizofrenia to tylko przejściowy błąd w rozwoju duchowym. Do naprawienia. I im prędzej tym lepiej. Nie ma potrzeby zwlekać do następnego życia.
(Bo w międzyczasie co? Siedzisz w wariatkowie i użalasz się nad sobą, jakim to ja jestem bidnym świrem? Strata czasu. Nieprawidłowo. A aktualne życie ma być przegrane czy zmarnowane czy jak? )

Podziału na "ciała" mentalne czy astralne nie znam, ja z Indii, posługuję się czakramami. I fakt, gdy wyższe (6 czy 7) za wcześnie prochami otwarte a 4 (serce) jeszcze zamknięte, to potworny konflikt i może wyniknąć z tego aż schizofrenia, ale przecież by naprawić wystarczy otworzyć serce (czwarty czakram). Logiczne.
Problem, jak to w realu zrobić. Ale wszystko się trenuje i ćwiczy i zaczyna się od drobnych rzeczy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Sie 26, 2010 12:51    Temat postu: Re: Gips na złamany kręgosłup... (freelaw's update) Odpowiedz z cytatem

11ksiezyc napisał:
freelaw napisał:
W każdym razie Nina np w moim odczuciu rzeczywiście nie wydaje się mieć takiej jak ja empatii jeśli chodzi o schizofreniczne cierpienia, odczucia.


nie chce tu byc sedzia, ale czy to nie chodzi o to, czy podaza sie za czyims cierpieniem, czy nie??

chcialoby sie powiedziec, ze Nina wspolodczuwajac nigdy nie podaza za czyims cierpieniem, ale byloby to uproszczenie
przypomina mi sie sprawa, gdy jej przyjaciel sie zenil z kobieta obrotna, ale o nizszych emocjach
zasugerowalem, ze moze wcale nie dzieje mu sie krzywda
czasem trzeba zmoknac, by moc nauczyc sie cieszyc z bycia suchym
ze moze w zalowaniu go jest odrobina wlasnego zalu, ze zazdrosna malzonka zniszczy przyjazn
obojetnie jak bylo Nina poczula sie lepiej po przemysleniu sprawy

to wlasnie jest jeden z przykladow oczyszczen

He he, 11k, pamiętam tę sprawę. Bardzo mi wtedy pomogłeś Twoją radą.
Tak, chodziło o moją własną zazdrość czy starania o własne przyjemności. I nawet nie o przyjaźń, bo ta nadal jest, ale o jednorazowy niezobowiązujący seks. Jako samotny, służył wielu okolicznym paniom, a jak chcę szklanki mleka, to nie kupuję całej krowy.
Niemniej, facet jest naprawdę bardzo wartościowy. Więc mogła być i zawiść, że trafił się jej a nie mi.
Ale na zawiść znalazłam potem rozwiązanie z córeczką geminusa (geminus jest na naszym forum, ale nie pisze, udziela się na Przebudzeniu): zastąpić "zazdroszczę pani" przez "cieszę się, że"

Thx, 11k. Pomogłeś mi usunąć pewne cierpienie spowodowane przez kleśa (zaciemnienie umysłu)
spowodowane zawiścią.


A teraz do freelawa:
Czy mam empatię do "bidnych świrów" czy nie i ile i kto z nas ma jej więcej - to dyskusyjne.
W końcu jest na forum duży dział tej "chorobie" poświęcony.
A buddyjskie współczucie to dostrzec cierpienie i zastanowić się JAK pomóc a nie "ti ti ti, moje biedactwo, jak ty cierpisz" i pogłaskać po główce. I może jeszcze rzucić ciasteczko?
Litość jest obrzydliwa dla obu stron i tego po mnie nie oczekujcie.

Więc co do cierpień schizofreników, to staram się je zrozumieć (choć już nie potrafię ich odczuwać).
Lekarz też najpierw ustala diagnozę, by potem pomóc. Dentysta też nie musi sam cierpieć z bólu zębów ale ma pomóc fachowo i skutecznie, to ważniejsze.

Boddhisattva widzi cierpienie innych, pomaga, ale sam z nimi już nie cierpi. Sam już nie odczuwa cierpienia.
Wytłumaczył mi to przed miesiącem Durghim (Jacek z naszego forum). Chodziło o koan Orlana "zabij go!", którego przez wiele lat nie mogłam zrozumieć.
Może opiszę, ale wolałabym to zrobić z Durghimem. Może się tu pojawi po wakacjach.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 16:18    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po pierwsze, żeby to było jasne, nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę zwolennikiem załamywania rąk i pozostawania przy tym. "Póki życia, póty nadziei" to to co mi przyświeca. Mówiąc tu o empatii, nie mam na myśli "głaskania po główce", użalającej się postawy typu "ty taki biedny, daj pościelę za ciebie łóżko bo sam nie potrafisz". O w życiu... Opieram się tu na pewnej intuicji, nie jestem na 100% pewien czy mam rację ale idę tym tropem bo myślę że warto nad tym się zastanowić.

Mam w realu przyjaciela który podejściem do sch. przypomina ciebie, Nino. Często o tym rozmawialiśmy i nie było w zasadzie jakichś głębszych różnic między nami poza tym, że ja byłem skłonny, powiedzmy, pochylać się nad możliwością że schizofrenia jest w pewnym sensie nieuleczalna. Dla niego nie podlegało praktycznie kwestii, że tak nie jest. Mamy wspólnego znajomego ze stwierdzoną przez psychiatrę sch. paranoidalną. Wiele mieliśmy z nim kontaktu i właściwie obaj mieliśmy ten sam dla niego przekaz: "Przestań tak biadolić, możesz coś zrobić, nie jesteś nieuleczalnie chory, nie gadaj głupot" (Wszystkie moje posty nt sch. spoza tego tematu tą postawę wyrażają i ja od niej nie odstępuję.)

Pamiętam że ta postawa była kilka lat temu u mnie dodatkowo silnie nacechowana emocjonalnie. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z rozkwitającą sch. mojego znajomego byłem bardzo, bardzo pewny swego. Właściwie odczuwałem obrzydzenie do tego co on "wyprawiał". "Nie oszukuj że nie masz kontroli nad tym co robisz. Wszystko co robisz sprowadza się do emanowania żalem na otoczenie. Za co? O co ci chodzi?". IRYTOWAŁ mnie niezależnie od tego co lubiłem myśleć o sobie i na ile zdawałem sobie z tego sprawę. Nie potrafiłem zrozumieć tego co się z nim dzieje, co on czuje. Nie byłem tam gdzie on.

Jednak ku mojemu zaskoczeniu i ogromnemu bólowi przyszedł czas kiedy zdałem sobie sprawę że zaczynam odczuwać coś bliskiego temu co odczuwał on. Próg bezkresnej rozpaczy, "miejsca" w którym "jaśnieje" widmo ZUPEŁNEGO braku nadziei, miejsca w którym wiara w piekło "NIE PRZEJŚCIOWE" nie jest już tak odległa. Moja psychika z jakiegoś powodu nigdy się pod tym brzemieniem zupełnie nie zapadła, nie rozpadła tak jak to wyglądało u niego. Ale doświadczenie zostało poczynione i od tej pory nie potrafiłem już patrzeć na niego z poczuciem wyższości czy z irytacją. Z poczuciem, świadomych czy nie, jakby pretensji do niego za to jaki jest.

Ciekawe wydaje mi się to, że kiedy byłem bliski tego stanu, w którym był on, żadne "pocieszenia", żadne "racjonalne argumenty" (czy to te którymi próbowałem karmić się sam, czy te które słyszałem od innych) nie trafiały do mnie, nic nie zmieniały. Ale jednak było coś co przynosiło ulgę. Odczuwałem ulgę, kiedy zamiast próbować racjonalnie dodać sobie nadziei, robiłem jakby odwrotnie - skupiałem się na cierpieniu, poczuciu rozpaczy. Kiedy udawało mi się POŚWIĘCIĆ DOŚĆ DUŻO UWAGI TEJ BEZNADZIEI, DOPUSZCZAĆ DO GŁOSU NAJGORSZE MYŚLI, STWORZYĆ W SOBIE PRZESTRZEŃ W KTÓREJ NAWET (I CHYBA PRZEDE WSZYSTKIM) TA MYŚL O WIECZNYM ZAPRZEPASZCZENIU SZANSY, TEN NAJCZARNIEJSZY SCENARIUSZ ZYSKAŁBY AKCEPTACJĘ.

Przez akceptację, nie mam na myśli poddania się. Mam na myśli to że nie zmienisz tego, czego nie akceptujesz.

"Nie stawiajcie oporu złemu"

Tak więc właściwa droga wiedzie przez akceptację myśli i uczuć. Jeśli ma się takie jak przy schizofrenii, to z takimi trzeba "pracować". Czy kiedykolwiek odczułaś to niebezpieczeństwo wiecznego piekła Nino? Z tego co piszesz chyba nie, skoro w nie nie wierzysz. To mam na myśli mówiąc o empatii i nie jest to przytyk czy licytowanie się z mojej strony kto ma więcej współczucia. Ta empatia o której mówię nie ma nic wspólnego z "głaskaniem po główce". Nie jest też dziarskim dodawaniem otuchy, zachęcaniem czy braterskim opieprzeniem "Nie jest tak źle jak mówisz. Weź się do roboty!" To dwie strony tego samego medalu. To o czym mówię to bardziej zrozumienie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 16:49    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pochylić się nad najgorszą z wyobrażalnych możliwości, o to mi chodzi. Nie przesądzać z góry niczego. U Osho znalazłem tylko poruszenie tematu. Myślę sam. Czemu wzdragać się od razu na taką możliwość (złamany kręgosłup)? W pewnym sensie to zrozumiałe samo przez się, ale co pomoże człowiekowi dręczonemu przez taką myśl uciekanie? Im bardziej walczysz z demonem, tym większą dajesz mu siłę, nie tak?

Wysłuchać tych jęków. To z listu pożegnalnego Stachury napisanego bezpośrednio przed samobójstwem:

Umieram (...)

bo trupem jest wszelkie ciało
bo ciężkie, straszne i nie do zniesienia
za możliwość przemienienia
za nieszczęście ludzi i moje własne, które dźwigam na sobie
i w sobie
bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem
bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest
bo to wszystko wygląda, że absurdem jest
bo wszystko tu niszczeje, gnije i nie masz tu nic trwałego
poza tęsknotą za trwałością
bo już nie jestem z tego świata i może nigdy z niego nie byłem
bo wygląda, że nie ma tu dla mnie żadnego ratunku
bo już nie potrafię kochać ziemską miłością
bo noli me tangere
bo jestem bardzo zmęczony, nieopisanie wycieńczony
bo już wycierpiałem
bo już zostałem, choć to się działo w obłędzie, najdosłowniej
i najcieleśniej ukrzyżowany i jakże bardzo
i realnie mnie to bolało
bo chciałem zbawić od wszelkiego złego ludzi wszystkich
i świat cały i jeżeli się tak nie stało, to winy mojej w tym
nie umiem znaleźć
bo wygląda, że już nic tu po mnie
bo nie czuję się oszukany, co by mi pozwoliło raczej trwać
niż umierać; trwać i szukać winnego, może w sobie;
ale nie czuję się oszukany
bo kto może trwać w tym świecie - niechaj trwa i ja mu życzę
zdrowia, a kiedy przyjdzie mu umierać - niechaj śmierć
ma lekką
bo co do mnie, to idę do ciebie Ojcze pastewny
żeby może wreszcie znaleźć uspokojenie,
zasłużone jak mniemam, zasłużone jak mniemam,
bo nawet obłęd nie został mi zaoszczędzony
bo wszystko mnie boli straszliwie
[...]
bo duszę się w tej klatce
bo samotna jest dusza moja aż do śmierci
bo kończy się w porę ostatni papier(...)


Nie popieram tego, co zrobił. Czy on zaakceptował swój stan? Myślę że nie. On go właśnie nie akceptował. Nie o to chodzi żeby szamotać się w panice, ale żeby dać swoim uczuciom, myślom, podejrzeniom mówić. Czasem może potrzeba na to dużo czasu. Mam wrażenie, że może on go sobie nie dał.
Nie oszukiwać siebie że ma się pewność co do tego że wszystko skończy się dobrze. Ani nie przesądzać że już nie ma szans. Myślę że dopiero wtedy można ewentualnie działać dalej.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 21:15    Temat postu: Re: Gips na złamany kręgosłup... (freelaw's update) Odpowiedz z cytatem

11ksiezyc napisał:
nie chce tu byc sedzia, ale czy to nie chodzi o to, czy podaza sie za czyims cierpieniem, czy nie??


Też nie chcę być sędzią. O co mi chodzi z tą empatią, wyjaśniłem powyżej. Nie sądzisz, że może jendak chodzić o to?

11ksiezyc napisał:

ogolnie ciekawi mnie bardzo dlaczego u schizofrenikow tak powszechna jest wewnetrzna walka o kierownictwo
ten rozdzial pomiedzy czescia ludzka i boska, logiczna i czujaca, dobra i zla itd.
z jakiegos powodu szukaja _racji_ i chca nia obdazyc jedna z polowek siebie
dla mnie to jakby zastanawiac sie nad kwestia: ktora noga lepiej jest chodzic?

dlaczego wiec schizofrenicy uwazacie, ze musicie wybierac??
dlaczego tak trudno jest plynnie przechodzic od bycia czlowiekiem w czlowieku do naturalnej ekstazy bezposredniego doswiadczania boskosci w swoim zyciu, do sluchania podszeptow ducha jakkolwiek sie objawia przy zachowaniu pelnej integralnosci siebie


Dobre pytanie. Tak jak piszesz, tandem to jedyna prawidłowa opcja. Czy to nie jest tak, że u schizofrenika to element ludzki poważnie szwankuje i stąd kłopoty? Dlaczego szwankuje? Dlaczego tak trudno płynnie przechodzić? Hm... Odczuwam w tym co napisałeś nutkę zniecierpliwienia. Bardzo cię to ciekawi, aż w zadziwieniu stajesz nad tym i "szczęka opada", prawda? Oniemieć można. Jak to pojąć? Raczej naturalnie reagujesz w moim odczuciu. Jednak to, o co mi chodzi w tym temacie, to pochylić się trochę nad możliwością, że jest realny, dający odpowiedź, usuwający to zdziwienie powód takiego stanu rzeczy. Że może trudno to pojąć, "wyłowić" ale schizofrenika dotknęło pewne uszkodzenie które teraz odpowiada za to że tak jest. Dziwimy się patrząc z boku, nie rozumiejąc natury tego uszkodzenia.


Ostatnio zmieniony przez freelaw dnia Pią Wrz 03, 2010 10:10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2121
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 21:41    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

chcesz cos od czlowieka, ktorym przez cale zycie niezbywalnie jestes, to szanuj go i kochaj, sprobuj zrozumiec, obserwuj i nie oceniaj
czy moze byc cos bardziej oczywistego?
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 21:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nina2 napisał:
Podziału na "ciała" mentalne czy astralne nie znam, ja z Indii, posługuję się czakramami. I fakt, gdy wyższe (6 czy 7) za wcześnie prochami otwarte a 4 (serce) jeszcze zamknięte, to potworny konflikt i może wyniknąć z tego aż schizofrenia, ale przecież by naprawić wystarczy otworzyć serce (czwarty czakram). Logiczne.
Problem, jak to w realu zrobić. Ale wszystko się trenuje i ćwiczy i zaczyna się od drobnych rzeczy.


A to mnie zainteresowało... Nie chcę się bawić w porównania nie mając wiedzy, czyli doszukiwać się analogii pomiędzy ciałami o których pisałem a czakramami ale jeśli to tak jest jak piszesz to i tu i tu chodzi o numer 4.

Cały ten opis bardzo do mnie przemawia. I fakt, gdy wyższe (6 czy 7) za wcześnie prochami otwarte a 4 (serce) jeszcze zamknięte, to potworny konflikt i może wyniknąć z tego aż schizofrenia...

Przypomniała mi się na to piosenka, którą kiedyś napisałem, czułem się wtedy tak jakbym po poczynieniu wielkich, być może, postępów tak czy siak wylądował blisko piekła i nie mógł tego pojąć. Wyglądałoby jednak na to, że intuicyjnie wyczuwałem czego mi potrzeba. To fragment o tym jak umęczony poczuciem chaosu w którym tonę, próbuję zwrócić się do Boga tak po prostu, łaknę prostoty, jakiejś "normalności", szczerego porozmawiania z kimś bliskim. Ten tekst to bezpośrednie opowiadanie Bogu o tym jak widzę swoją, poczynioną wcześniej tego dnia, próbę modlitwy:

I didn't know what I came today, to You, for...
I still don't really know what was I talking about...
AN OPEN HEART I FIND AS A KEY TO YOUR DOOR
But I'm not really sure if I still have a heart...


Cytat:
ale przecież by naprawić wystarczy otworzyć serce (czwarty czakram). Logiczne.
Problem, jak to w realu zrobić.


Właśnie. Czy możesz jednak przesądzić o tym że to możliwe? Na pewno trzeba próbować i tu się zgadzamy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 22:07    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

11ksiezyc napisał:
chcesz cos od czlowieka, ktorym przez cale zycie niezbywalnie jestes, to szanuj go i kochaj, sprobuj zrozumiec, obserwuj i nie oceniaj
czy moze byc cos bardziej oczywistego?


11k Zawsze jakimś uchem słucham tego piszesz, rozumiem że mówisz o tym co w tym momencie jawi ci się jako najważniejsze, twój poprzedni post w tym temacie i ten też, świetne. Czy mógłbyś się poza tym odnieść stricte do tej myśli Osho, którą zamieściłem?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Czw Wrz 02, 2010 22:07    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Schizofrenia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group