Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moj wypadek w styczniu 2010
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez N2
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Wto Kwi 06, 2010 19:27    Temat postu: Moj wypadek w styczniu 2010 Odpowiedz z cytatem

( Wysłany: Nie Kwi 04, 2010 17:07 CM - Ram Bahadur )
Nina2 napisał:
Hm, teraz tylko myślę:
To uczucie, jak mnie coś głupiego spotyka... (Ale co? Jakiegoś aktualnego przykładu sobie nie przypominam... ) "Pech" nazywa to Zryty a ja "nauczką od karmy". To raczej upokorzenie, że sama byłam na tyle głupia, że trzeba mnie uczyć i wstyd, że jeszcze mam coś niespłacone.
Ale gniewu czy żalu chyba nie ma?
I najlepsza matka czasem da klapsa. Za "szczęściem" i za "pechem" stoi boska opatrzność (wyrażenie freelawa) czy Tao (porządek rzeczy, tathagata – z ktorego wypływa wzajemna współzależność czyli karma). Takie przejściowe szczęścia i nieszczęścia to tylko fale na oceanie samsary. A my już (teoretycznie) nieźle pływamy.
Więc stulam uszy ( i cieszę się że nie gorzej), "dziękuję za naukę" (którą staram się "rozkminić", zrozumieć ) i wtedy jestem prawie pewna, że drugi raz mnie już to nie spotka.


Ostatnią rzeczą, która mnie spotkała, był mój wypadek, w styczniu tego roku.
To chcę opowiedzieć i "rozkminić" zanim zapomnę a nie wychowywać małolatów rozgoryczonych na rodziców.
W zewnętrznych faktach: niewiele. Ot, z powodu nadciśnienia miałam "accident cerebral" i obudziłam się z niedowładem. Spędziłam dwa tygodnie w szpitalu, gdzie mnie wyremontowano i właściwie nie ma o czym opowiadać.
Tu też wszystko w przeżyciach wewnętrznych. Jak to "od środka" wyglądało?
Już kilka miesięcy wcześniej (od powrotu z Polski) byłam jakaś kaszląca, zmęczona, bez energii i bez radości życia. Siedziałam nocami na kompie, nie dosypiałam a by nie spać - piłam dużo rozpuszczalnej kawy – (o, teraz "odłączyło mnie" od niej zupełnie. Najwyżej cienka "sypana" po polsku i jedna filiżaneczka mocnej z expresso dziennie. ), Jadłam byle co pod ręką z puszki i paliłam na maxa. Zwijane, bo tak taniej, ale do 60 dziennie. Dużo nie wychodziłam bo zima i fascynacje na kompie ciekawsze niż spacer z psami w ciemności. Zresztą byłam taka słaba fizycznie, że męczyło nawet je wyprowadzić na spacer (winda, inne psy, do których się rwą), nawet utrzymać smycz
W umyśle był jakiś żal za czymś co mogło być, poczucie traconego czasu – bo "powinnam" być gdzie indziej i robić coś innego... Niezadowolenie z siebie.
I byłam za słaba nawet żeby posprzątać: okna nie były myte od miesięcy, śpiwory i koce także trzeba czasem przeprać, podłogę umyć... Rower męczył już dawno i nawet na zakupy już nie rowerem ale pieszo, ciągnąc za sobą wózek jak staruszka.
Czułam się nędznie, a byłam za słaba, żeby zmienić cokolwiek.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama






Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 19:27    Temat postu:

Powrót do góry
freelaw



Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 155
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:12    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No może jednak spróbujesz jeszcze czasem pouczyć jakiegoś "małolata" tym bardziej że ze mną naprawdę dość efektywnie ci poszło tym razem. (Nina radzi mi co zrobić z moim gniewem - jest ten temat na moim podforum, przeklejony z jej podforum) To bardzo fajne, że tak starannie i szeroko radzisz, że wkładasz w to tyle serca. Byłem na święta w domu, między innymi z tym co napisałaś w głowie rozwinę u siebie (nie miałem tam kompa, nie mogłem odp).

Heh... swoją drogą ja wyczuwam w tobie sporo gniewu, Nino. Sporo gniewu i żalu właśnie, nie bardzo wiem skąd. Ale wiem że raczej nie pali się 60 papierosów dziennie jeśli nie ma się jakiejś urazy, istotnego bólu któremu nie chce się pozwolić się zranić. Właściwie mam akurat dość podobnie jak ty. Polecam ograniczyć palenie do paczki dziennie i chodzić na spacery. I wewnętrznie spokojnie modlić się (albo medytować nad... - jak zwał tak zwał, w każdym razie to coś trochę innego niż zwykłe zastanawianie się) o odkrycie o co chodzi. Najlepsze życzenia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
11ksiezyc



Dołączył: 11 Lut 2007
Posty: 2121
Skąd: Dun Éideann, Alba

PostWysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:26    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

mamy to co sobie wypracowalismy
_________________
za szybko jest cierpieniem i za wolno jest cierpieniem
bawmy sie dobrze zanim dojdziemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Sro Kwi 07, 2010 06:06    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nino, a ja zalecałbym odosobnienie... od kompa i internetu na pewien czas :)
Sam staram się to robić, przynajmniej ograniczać.
Oczywiście rzuć papieroski. Są teraz niezłe zamienniki.
Odpowiednia dieta i w ogole, jak to mowią, troska o higienę życia, spacery, trochę sportu.
O medytacji nie wspominam, bo to jest dla nas konieczność!

Tu są bardzo dobre i bardzo łatwe ćwiczenia tybetańskie.
Zalecam wszystkim te rytuały, bo sam je od wielu lat robię. Genialne.
http://www.krainazdrowia.ovh.org/rytualy.htm

Pozdrawiam
ddn
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Czw Kwi 08, 2010 17:57    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Hm, dziękuję wam. Porady dobre ( i jak zwykle CO a nie JAK).
Gimnastyka, spacery, nie (czy mniej) palić – tyle to sama wiem. Odłączyć się od kompa? Ale JAK? Od kiedy się do niego przykleiłam, to on mi zapewnia wszelkie rozrywki. A i "pranie mózgu" idzie na kompie też szybko jak na odosobnieniu. Nawet po tym forum widzę jak w te 3 lata zmądrzałam.
Uwaga freelawa cenna
freelaw napisał:

ja wyczuwam w tobie sporo gniewu, Nino. Sporo gniewu i żalu właśnie, nie bardzo wiem skąd. Ale wiem że raczej nie pali się 60 papierosów dziennie jeśli nie ma się jakiejś urazy, istotnego bólu któremu nie chce się pozwolić się zranić

Coś w tym jest. Ale ten "gniew i żal" na kogo? Tylko na samą siebie. Ze nie robię nawet 10-tej rzeczy które miałam zamiar. Np do dzisiaj nie przetłumaczone na polski książki co mi się podobały:
i Vicki Mackenzie (przystępnie o lamie Oselu i Zopie i reinkarnacji. Autorka z dziennikarki w Londynie została mniszką buddyjską w Australii) i dwa tomy Cashoralego mądrych bajek gejowskich i nawet w Polsce nie znają nic z Blofelda.. Nawet nie przetłumaczyłam tego rozdziałku ze Schnetzlera.
Rozmawialiśmy z 11k: kompleks Matki Teresy. Z dowcipu (szczyt czegoś tam): stać za nią w kolejce i słyszeć jak św Piotr mówi do Matki Teresy: sama wiesz, córko, że można było zrobić i więcej i lepiej...

No jestem przyklejona do kompa. I zamiast wyruszyć w teren –
Spacery to dla ddn. Ja "wychodziłam na trasę". Z rękami w kieszeniach i lekkim bagażem. I po paru dniach cudownej wędrówki i paru noclegach w lesie – przybywałam do bardziej cywilizowanego miejsca, gdzie już czekała na mnie łazienka. Kiedyś trzy dni zajęło mi dotarcie z Lozanny do Paryża. A jakie widoki i spotkania i opowieści po drodze!

No siedzę na kompie i "rozkminiam" własne przeszłe doświadczenia. A przecież wiem że jak wysunę nos z domu – to nowe doświadczenia nauczą mnie nowych rzeczy.
Tak było (już 2 lata temu!) gdy przy nocnym ogniu znajome dziecko poprosiło, by opowiedzieć mu o Buddzie. Wtedy odkryliśmy, że nie siadł pod drzewem bodhi ot, tak sobie – ale był w ostatecznej rozpaczy, zupełnie przegrany, zagłodzony na śmierć, ostatni przyjaciele opuścili, porzucenie domowych dostatków i lata ascezy na nic... Może nawet nie miał siły żeby iść dalej. Siadł, żeby zdechnąć spokojnie. Z postanowieniem: "Zdechnę, a nie ruszę się".
To przez takie skrajności i rozpacze dochodzi się do oświecenia Buddy.

No, jestem zła na siebie, że u siebie wygodnie, w cieple, z łazienką i lodówką stukam sobie w kompa. (Trochę się usprawiedliwiam, że to co robię, to forum, może jest komuś potrzebne. Jak przedtem inne wirtualne rozrywki były potrzebne mi.) A mogłabym :
wyruszyć. Dotrzeć. Z dala od bieżącej wody i elektryczności. Pipi w lesie. Wegetariańskie jedzenie rośnie na polanach osobiście wykarczowanych. (W nim wyższa od człowieka marihuana.)
Są dorośli. Ich dzieci, piękne i dzikie, biegają gromadami. Piękne są, nawet chłopcy noszą włosy do pasa. Mądre są: zadają prawidłowe pytania i ty im poprawnie odpowiadasz. Nie mizdrzą się do dorosłych jak dzieci trzymane w mieszkaniu.
Więc – mogłabym tam... Tam też o mnie pytają... Lecz już w wozie mieszkalnym czy zimą w tipi czy w mongolskiej jurcie tam nie wysiedzę.
Znam siebie. Konieczna łazienka, miasto, elektryczność (bo komp), moja biblioteka – i geje (niestety?). Na wspólny śmiech.
Ale tam – mogłabym choć częściej odwiedzić? Tam żyją i osiedlają się przyjaciele Charlesa, o którym (już 8 lat temu!) książkę napisałam. Charles nas uczy i ciągnie nas w górę, tam bym szybciej postępowała.
Mogę się przeprowadzić. Są w pobliżu miasteczka. Znajdę ciepły pokój, może nawet z ogródkiem...
Marzyłam. I nawet palcem nie kiwnę.

W ostatnich latach (sprawy rodzinne) wpadałam często do Polski. Tam też: kiedy przyjedziesz? zostań, będziemy się razem śmiać, bawić i sobie opowiadać... Wszędzie miło, goszczą, oprowadzają – i wyczuwam żal, że wyjechałam, porzuciłam, że na mnie lata czekano...
Przecież się nie rozedrę!
I znowu uciekam do swojej pustelni...
(To uczucie, że ktoś od ciebie coś chce, może nawet wspólnego życia... A ja nie mogę! Bo mam co innego do roboty? A ch wie co! Czy wy też tak macie? )

Ogródek wiosną? Kiedyś przepadałam: grzebać w ziemi, siać, sadzić, planować, zwiedzać inne, kontemplować rośliny... A teraz nie mam czasu czy sił? Jest pod Hamburgiem 2 500 m2, i mogę tam siedzieć miesiącami, bo rodzina. I moja pomoc się przyda...
A ja nie chcę nikogo widzieć. Mam overflow.

Od kiedy nastał komp. Nawet mój samochód do pętania się po Europie czy kraju – stał ostatni rok na ulicy prawie nieużywany. A potem – bo zaniedbałam, wyciek był – się spalił. (I o mało co ja w nim.)

A nikotyna czy palenie – usuwa mi ten wkurw na samą siebie. Ze jeszcze nie jest tak źle i właściwie – da się żyć. Ze mogę – masę rzeczy odłożyć na potem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 10:29    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Krótko przed "wypadkiem". Co pamiętam że znaczące:

1° Rozmowy z Tomek41. Wkrótce potem dołączył na forrum. On wchodzi w te głębokie stany medytacji (dhyana) bez strachu – a mi się kojarzą z umieraniem. Pytałam jak to robi. Czy raczej – jak z nich wyjść, skoro tam nie ma "woli". Trochę mnie uspokoił.

2° Znalazłam w internecie, że już rok temu umarł Jean Pierre Schnetzler. (Jego życiorys wkleiłam, tłumaczenia fragmentu jego ostatniej książki – nadal nie.) Zasmuciło mnie to. Jeszcze jedna "stracona okazja" żeby się spotkać, skorzystać więcej. Jego "Medytacja Zen" była genialna, a przecież zapraszał, bardzo zainteresowany, gdy ja mu egzemplarz swoich opowieści z domu Thierry'ego przysłałam. Chciał całą naszą trójkę poznać. A ja – nawet dowiedziałam się dopiero po roku z internetu o jego śmierci. No, "wcięło mnie" w tego kompa zupełnie. Odcięło od reala.
A dziś, kiedy to piszę, widzę, że wtedy też zaszedł w moim życiu silny traumatyzm i to właśnie na kompie schowałam się przed realem. Gdy doszły mnie wieści, że Thierry z Charlesem się rozstali, że Filip wygryzł Charlesa (i jego dziewczynę, jak ona miała na imię? Doskonała piękność z lekką domieszką egzotyki, jak odrobinka kawy w mleku. Jak para młodych bogów się między nami przechadzali. )
Skończyły się moje pierwsze marzenia o mandali (5-Dhyani Buddów), że możemy ją zrealizować w realu.
Lecz było to tylko pierwsze podejście, nieudane.
Doszły mnie wieści, że Charles (dużo podróżuje) zakupił las w okolicy. (Cały szczyt góry, ze strumykiem, skałami i lasem. 24-letni chłopak! ) I że tam "buduje osadę dla swoich".
Tak słuszniej. Każdy samodzielny i niezależny na swoim terenie. Robi co chce.
Na razie, kilka lat temu widziałam, a to takie odludzie, że pociąg ani autobus nie dochodzi – buduje dom dla siebie, w powietrzu, na 6-ciu żywych sosnach. (Wejście chyba po linie, już nie dla mnie.) Ja mieszkałam w wynajętym w pobliskiej wsi domku z łazienką i z ogródkiem, którego czynsz był taki, jak ja tu za moje 30 m2 w bloku pod Paryżem płacę.

I tu – tej zimy czułam się tak staro i słabo, że już tylko umierać. Za długo w tym samym miejscu, a ja przecież "jogini wędrowna" nie osiadła. A tam, wśród Charlesa i jego ludzi, miałam wrażenie, że świat się dopiero zaczyna, że nadchodzą nowe czasy, nowe religie, nowi bogowie. Charles i jego koledzy. Ze wszystko, w świetle poranka, jest dopiero do zrobienia. I między nami biegały zakochane w Charlesie mądre dzieci i myśmy się z nimi bawili.
I mi, gdy raz byłam zażenowana, że oni tacy młodzi a ja wśród nich stara – powiedzieli (ale jak? Nie słowami. Uśmiech i telepatia – przecież tego nas uczył Charles) – że forma nie ma znaczenia, że next time gdy się spotkamy, ja mogę być młoda świeżo urodzona a oni już podstarzali.
A moja robota u nich to pisać, uczyć, opowiadać moje historie o bogach. Czyli to, co najlepiej umiem i lubię robić. Będę kronikarzem, ewangelistką Charla.

Lecz miało być o Schnetzlerze. Jego śmierć mnie zasmuciła. Czułam powinowactwo duchowe, "był z mojej monady" powiedziałby 11k. Podobne życiorysy, podobne myślenie, podobne zainteresowania. No cóż, wróci. On też "śluby boddhisattwy" składał.
(I akurat w rocznicę jego śmierci mój "wypadek" miałam. )

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 11:03    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wokół Charlesa! Tam była radość, lekkość, entuzjazm. I pewność, że jesteśmy właśnie w centrum i robimy to, co "najważniejsze". Każda rzecz i czynność była doskonała, jak wykonywana w głębokiej medytacji. Obecność Charlesa zmienia rzeczywistość (jak obecność Lamy Norbu na Karma-Lingu). Dorzuca ten "5-ty element" (ze stupy, która je symbolizuje): oświeconą świadomość.

A ja – choć nie rozumiem, to zauważę i wyczuję. To dlatego Charles, który "widzi" jeszcze lepiej, wybrał na Karma-Lingu mnie. Moim pierwszym pytaniem było:
- (zdziwione) "Widzisz" mnie?
- (śmiech) Oczywiście!
I długie głębokie spojrzenie w oczy i z obu stron ukłon.
Słowami niewiele.

Jednak to myśl o Charlu najbardziej rozgrzewa moje serce.

Charles wiele podróżuje. Szuka swoich? W zeszłym roku był w Brazylii. A opowiadał, że w młodości jednym z jego nauczycieli był maoryjski szaman z Nowej Zelandii, człowiek ogień. Bo spytałam, czy w swoich podróżach spotkał silniejszych od siebie.
- Tak. Ale nie w tej cywilizacji.

A gdy Charlesa nie ma w domu?
Z czytanego w dzieciństwie "Piotrusia Pana":
Gdy Peter Pana nie było na Wyspie, zwierzęta zajmowały się odchowaniem małych, Indianie (co? paśli bizony? się iskali? ), piraci się opalali...
Z przybyciem Piotrusia Pana zaczynały się najdziksze przygody.

Prawidłowo. Nam trzeba też i odpocząć. Obecność oświeconego – to jak bez przerwy na palcach chodzić. Czy nawet na puentach w baletkach. Też chcemy się podciągnąć, a to przecież męczy. Niby sami trenujemy to i owo, lecz nam ciężko a jemu wszystko spontanicznie wychodzi. A i tak nie dorównamy, bo on wiele już ma po prostu od urodzenia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 12:01    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A czułam się zimą tak zdechle, że nawet hasło admina do tego forum podałam. Nawet jak mnie szlag trafi, to forum niech zostanie i kontynuuje. Może się komuś przyda.

3° znaczącym dla mnie elementem były "zapowiedzi śmierci".
Ktoś nadał linka, ja poszłam po linkach dalej, wpadłam na mądry tekst australijskiego mnicha z tradycji Theravady. Przygotowałam sobie fragmenty do wklejenia.
"Wysłanników śmierci przyjąć z uśmiechem".
Czyli: spokojnie, bez paniki.

I tej nocy mnie trzasło. Przeczuwałam? Wywróżyłam? Sama sobie ściągnęłam?

Bo śmiałam się sama z siebie, że tego roku tak mi się "medytacje na temat śmierci" powiodły, że aż w szpitalu się znalazłam.

Te "medytacje na temat śmierci" (po naszemu rekolekcje) to jednak każda religia uważa za najlepszy doping na drodze duchowej. Katolikom (praktykującym! A nie tylko ze słyszenia! Jest różnica! Pływania przez korespondencję też się nie nauczysz.) zalecają odbyć je w okresie wielkopostnym.
Buddystom – pamiętać każdego dnia. Mam śliczny tekst na temat przez Geshe Nauwang Dargey. Często go sobie recytuję przed zaśnięciem, już raz go przepisałam ręcznie. Powinnam wkleić i tutaj.
Cytat:
Pewien Kadampa Geshe powiedział pewnego razu: "Jeśli rano po przebudzeniu nie przypomnisz sobie o śmierci, spędzisz poranek pozbawiony sensu; jeśli nie pomyślisz o śmierci w południe – stracisz popołudnie; jeśli zapomnisz o niej wieczorem – zmarnujesz też noc".
W ten sposób większość ludzi trwoni swoje życie.


A te "rekolekcje" dla nas to nie polecieć do kościoła i odstać nudne kazanie, co spłynie po nas jak po kaczce – ale przeżyć od środka, z wewnętrznym szokiem i wstrząsem, że to (może być) zaraz. Ze czasu mamy nie nieskończoność (skoro nie znamy dnia ani godziny) ale jest policzony.
Ddn w swoim wypadku przeraził się, że mogą go zabić.
I mi kilka lat temu chłopak z którym spałam, powiedział ze ma HIVa. Szok. Dzień szoku i decyzja: trudno. Zainkasuję. Zapłacę jeśli wymagają skoro narozrabiałam. Zgadzam się.
Poleciałam na testy. Czysto. Uff! Ulga. "Jeszcze nie teraz".
- Co jest?
- Nie wiem czy mam. Ale miałem w dzieciństwie pęknięty wyrostek. Widzisz tę bliznę? Też mogłem umrzeć...
- A idź w cholerę!
Wykopałam. Za duży dla mnie świr.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 13:14    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No więc.
Zdarzyło się to w nocy. Podczas snu. (O czym śniłam - nie pamięm.)

Do spania mam 2 miejsca. Jedno pod oknem na włochaczu z Cepelii w kolorach ognia i drugie, bardziej wygodne bo miększe to niskie łóżko z "Horizonu" za kilka euro, spodobało mi się tam w stylu indyjskim drewno. Siatkę kazałam zabrac a dałam dechy a na nie materac z gąbki, 10cm.
Oba spania są twarde i pozwalają nawet we śnie trzymać kręgosłup prosto. Już nie raz pisałam, jakie to ważne. Siedzieć jak w Zen i leżeć jak w jodze też. A twarde płaskie spanie zapewnia to automatycznie.
Pokazali mi to jeszcze Hare Krishna "prawdziwy jogin śpi na ziemi". Potem ci, co pod mostem na kartonach. Widziałam jak sypiają Luk i Charles i Bernard. W takiej pozycji zmiany stanu świadomości ze snu do jawy też zachodzą płynniej. A w warunkach skrajnych, umieranie np, wystarczy najmniejszy błąd, przekrzywienie głowy i już z przytomności wpadasz w nieświadomość.

Tymczasem obudziłam się w nocy z policzkiem na podłodze. Przekręciłam się. Błąd! Mam wrażenie, że gdybym spała prawidłowo – nie doszłoby do wypadku. Jeśli to była Kundalini – nie byoby uszkodzeń w ciele.

Obudziłam się w nocy. Bardzo bolała mnie głowa (też dla mnie nietypowe). Ból jak przy niezłym kacu. Co na to można zrobić? Najprościej – znowu zasnąć. Jak śpię to nie czuję bólu.
Rano – owszem, kac raczej minął, choć czuję się słabo i mętnie. Wstaję – i upadłam! Co jest?
Próbuję i upadam znowu. Co jest? O cholera, nie umiem chodzić! A umiałam?
Jakby ciało zapomniało. Jakby tu się cofnęło do poziomu niemowlęcia, które się tego jeszcze nie nauczyło.
Czepiając się ścian i na czworakach (umiejętność raczkowania mi została) dotarłam do toalety, wróciłam, położyłam się znowu (bo jakaś słaba byłam ) i myślę:
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 19:06    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeszcze nt tych "medytacji na temat śmierci" czy "NDE".
Ddn pisze, że był przerażony. Chrystus się dobrowolnie zgodził.
Ja moje "NDE" czy "wyjście z ciała" czy otwarcie ostatniego czakramu miałam w wieku 42 l., w dwa lata po oświeceniu. (Podpatrzyłam, jak u Luka działa Kundalini.) Lecz też z wewnętrzną pewnością że umieram.

Charles mi opowiadał, że jest oświecony od 14-tego roku. Był huragan na pustyni (gdzieś w USA). Stanął w wichurze i krzyknął w gwiazdy, z całym napięciem, że się zgadza umrzeć, skoro niebo tak chce (Charles niewiele wie o bogach) , ale za to niech jego matka (samobójczyni) będzie szczęśliwa.
"Rytuał" czöd. Odprawiony w realu. Nic nie wiedząc o tybetańskich rytuałach.

A można jeszcze wcześniej.
De Mello opowiada (historia autentyczna, też z USA) że sześciolatek, poproszony o oddanie krwi dla ciężko chorej siostrzyczki, poprosił (ku zdziwieniu rodziców) o czas do namysłu. Nazajutrz się zgodził. Dzieci położono w jednej sali, żeby chłopczyk widział, jak siostrzyczce wracają rumieńce. A wtedy mały zapytał doktora:
- Proszę pana, kiedy zacznę umierać?
Ten mały też szybko znajdzie oświecenie i głupio nie zmarnuje życia.
Całą noc spędził myśląc, że proszą go o oddanie życia. I zgodził się. W wieku lat 6-ciu.

Ddn, fakty w realu są drugorzędne. Najważniejsze intencje w umyśle.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 19:48    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A propos Chrystusa:
że cuda robił już przedtem, uzdrawiał jak najpotężniejszy healer, Łazarza nawet wskrzesił z grobu – wiemy.
Ale ciało "tęczowe" czy przemienione miał dopiero po dobrowolnej śmierci i to w nim zmartwychwstał, po wodzie chodził, przez zamknięte drzwi przeniknął a w końcu wzniósł się w powietrze.
Czyli i On zdobył sobie wyższy poziom oświecenia.

My – możemy tylko domniemywać.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 19:53    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mam taką intncję w umyśle by udać się na odosobnienie od internetu i Tobie też to doradzam, oczywiście z pożytkiem dla drugorzędnych faktow w realu.
Napisaliśmy tu wspolnie sporą książkę, a ja ze swojej strony już chyba wszystko co chciałem powiedzieć. Jeśli zajrzy tu ktoś zainteresowany duchowością, praktykami mistycznymi itp. to ma tu dużo informacji.
Jeszcze kilka lat temu Agrios był w internecie dość aktywny, przekazywał cenne rzeczy, ale od ponad dwoch lat nie pojawia się publicznie. To są inspirujące i stymulujące intencje :)
Cieszę się, że mogłem po latach zamieścić tu jego bardzo cenne lekcje w temacie TIPITAKA. Obserwuję licznik odsłon. Ciągle ktoś tam zagląda.


Na mnie pora.
Pozdrawiam serdecznie
ddn
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Pią Kwi 09, 2010 21:35    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Może Ty. Ja właśnie dopiero zaczynam rozkminiać moje ostatnie doświadczenie. Agrios był z Theravady a nas w tantrze czy w wadżrajanie uczą, by korzystać (wyciągnąć nauki) z każdego doświadczenia.
Jak już "złożę ten bagaż" i opróżnię z niego pamięć, to może, lżejsza, przyjmę jakieś zaproszenie gdzie i ludzie ciekawi i ładniejszy pejzaż. Na razie "robię, co mam do zrobienia".

I co na (jakim?) odosobnieniu mogłabym robić – teraz?
Na odosobnieniach tak samo się pierze podświadomość jak ja tu na kompie. Gdzie różnica? Drugorzędne fakty w realu mogą poczekać. Swiat sobie poradzi beze mnie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Kwi 10, 2010 10:59    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

N2 napisał:

sześciolatek, poproszony o oddanie krwi dla ciężko chorej siostrzyczki, poprosił (ku zdziwieniu rodziców) o czas do namysłu. Nazajutrz się zgodził. Dzieci położono w jednej sali, żeby chłopczyk widział, jak siostrzyczce wracają rumieńce. A wtedy mały zapytał doktora:
- Proszę pana, kiedy zacznę umierać?
Ten mały też szybko znajdzie oświecenie i głupio nie zmarnuje życia.
Całą noc spędził myśląc, że proszą go o oddanie życia. I zgodził się. W wieku lat 6-ciu.

Mały wiekiem, ale wielka dusza "mahatma".
Skoro
ddn napisał:

Sob Mar 27, 2010 00:29 CM – Ram Bahadur
W chrześcijaństwie najwyższą chwałą cieszy sie ten kto za brata odda życie, weźmie na siebie jego brzemię itd.

to ten chłopiec jednej nocy "zaliczył" przerobił całe chrześcijaństwo. W tym życiu pójdzie jeszcze dalej, na wyższe poziomy.

A niektórym do dzisiaj za trudno nawet przestrzegać przykazań.
Ludzie są różni.

ddn napisał:

Nie Lut 21, 2010 08:15 CM – Ram Bahadur
Umysł tworzy tylko tego rodzaje złudzenia. Ci, którzy pragną takich doświadczeń odpowiednio ćwicząc mogą je doznawać, nawet na zawołanie. Czasem są one spontaniczne i wtedy mogą być niebezpieczne. Ale nie ma w nich niczego bardziej fascynującego niż umiejętność założenia sobie nogi na szyję. To też odpowiednio się gimnastykując można wyćwiczyć :)

Owszem. Na końcu to widzimy.
Ale w trakcie, gdy ich doświadczamy, to różne testy (które nam stawia umysł czy życie) są nieraz trudne i bolesne.
Więc pamiętajmy, że to tylko taki rodzaj testu.
Będzie łatwiej utrzymać ten dystans ("sukham cza dukham cza") do codzienności.

Ja myślę, że w medytacji ćwiczymy, ale w realu zdajemy zaliczenie czy egzamin z tego, czegośmy się nauczyli.

A wtedy (poza czasem albo w całym życiu) i Sąd Szczegółowy i Niebo i Piekło trwają ( czy: zdarzają się )"tu i teraz" i mogą być w każdej chwili.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sob Kwi 10, 2010 11:42    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bo w końcu (jak pisze booker) "Wszystko jest w moim umyśle".

"Ciało jest w umyśle, a mózg w ciele" (chyba Wilber).

A cały "zewnętrzny świat" ( o ile istnieje, nie stwierdzę, bo tylko sygnały czy bodźce z niego odbieram przez "sześć okien (tanka "Koło Zycia") czy bram (Agrios, Theravada) świadomości") – więc także tylko w moim umyśle.

Czyli : wszystko jest w moim umyśle.
I w nim się dzieją sprawy najważniejsze : moje intencje.

Czyli : czego należało dowieść.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama






Wysłany: Sob Kwi 10, 2010 11:42    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez N2 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group