Forum smierc Strona Główna smierc
smierc i umieranie
 
 POMOCPOMOC   FAQFAQ   SzukajSzukaj   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kabała na planie miasta

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez ddn
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Pon Lut 11, 2013 19:52    Temat postu: Kabała na planie miasta Odpowiedz z cytatem

Kabała na planie miasta



Wspinają się na nie długo, z mozołem, lecz bardzo często spadają na niższe gałęzie. Czasem nawet na jego twarde skłębione korzenie, pod pień, na ziemię. Są wtedy mniej lub bardziej potłuczeni, nierzadko nawet pokaleczeni, a nieraz połamani. Niektórzy mają już dość i rezygnują z ponownej wspinaczki. W cieniu drzewa zapadają w śmiertelny sen życia. Wytrwalsi i bardziej uparci, gdy się już wyliżą z ran, gdy otrząsną się z traumy, to czasem ponawiają próbę. Z większą niż wpierw starannością szukają nierówności pnia i łatwiejszych do wspięcia się, pewniejszych do oparcia konarów. Doświadczywszy skutków wcześniejszej zuchwałości wdrapują się już dojrzalsi, uważnie i bez pośpiechu przytrzymując się rękami i z większym wyczuciem stawiając stopy. Pną się aż do skutku, znajdując gałęzie, po których bez ryzyka upadku wspięliby się jeszcze nieco wyżej. Gdy już nie widzą takich możliwości, to zagnieżdżają się czasowo, albo ostatecznie tam gdzie dotarli. Nielicznym bowiem udaje się dotrzeć na wierzchołek drzewa i poznać prawdę, przeniknąć tajemnicę stworzenia.
Myślał o tym, stojąc pod wieżą gotyckiego kościoła farnego Wszystkich Świętych i miał też pewność, że jemu się powiodło. Dotarł wysoko, blisko szczytu mistycznego drzewa życia, które było też jakby wpisane w przestrzeń tego miasta, w place, ulice, kamienice, w podwórza zabytkowej starówki, które to miejsca od wielu lat przemierzał i je przez lata dobrze poznał, zapamiętując wiele z tego, co już bezpowrotnie przeminęło. Plac i sam kościół miał właściwych patronów - wszystkich świętych. Wszystkich, czyli tak naprawdę nielicznych i przeważnie nieznanych z imienia. Powinien może nazywać się kościołem Wszystkich Wtajemniczonych, albo Wszystkich Wiedzących, którzy dotarli do źródła, do prawdy ostatecznej. To jest właśnie zbawienie i prawdziwa świętość. Historyczna starówka jest wytyczona wydłużonym, eliptycznie owalem dawnych, przeważnie już nieistniejących miejskich murów, obwałowań i fosy. Od południowego wschodu znajdowała się brama miejska zwana „białą”, a po przeciwnej stronie, zaczynającej się tu dłuższej średnicy owalu starego średniowiecznego grodu, znajdowała się druga miejska brama. Ta, co nie zaskakujące, a wręcz oczywiste, zwana byłą „czarną”. Właśnie w pobliżu tej bramy, w obrębie murów, w piętnastym wieku, na kamiennym cokole, wzniesiono z cegły tę gotycką farę, w miejscu wcześniejszej drewnianej świątyni. Od dawna było to więc już miejsce uświęcone, otoczone wielowiekową aurą duchową i dlatego, posługując się wzorem kabalistycznego drzewa sefirotów, przypisał mu pozycję Kether, co znaczy Korona Jedności, bo nie ma tu już rozróżnień. Wszystko jest kompletne i absolutnie doskonałe. W sefirze Kether ponownie łączą się z pniem wszystkie gałęzie mistycznego drzewa, ale dla zwykłego oka jest to całkiem niewidoczne. Zwykłe oko widzi zaledwie połowicznie, zamknięte jest i ślepe, nie ma w sobie zdolności widzenia duchowego, wyższego. A tylko takie widzenie pozwala zobaczyć drzewo życia w całym jego pięknie i okazałości, od twardych, grubych, materialnych, fizycznych korzeni, do subtelnego, duchowego i mistycznego wierzchołka.

Malchut

Miejscem ostatniej boskiej emanacji, z którego wyrasta drzewo życia, jest sefira Malchut. Ma ona w kabale żydowskiej zawsze wymiar żeński i dlatego czasem zowie się Córką. Malchut znaczy w istocie Królestwo, które na tym stopniu poznania jest zupełnie ziemskie, czyli z tego świata, ale widziane z coraz to wyższych sefirot, w miarę wzrost świadomości, jego charakter zmienia się dynamicznie, aż do całkowitego przeistoczenia się w Królestwo Nieziemskie, czyli nie z tego świta, w sefirze Kether. Na mapie średniowiecznego grodu sefira Malchut lokalizuje się w pobliżu Białej Bramy, a dokładniej jej centrum wyznacza skrzyżowanie biegnącej po łuku ulicy Pod Murami z ulicą Basztową, której północnym przedłużeniem jest uliczka Białej Bramy, już tylko nazwą ją upamiętniająca. Natomiast jej krąg jest szeroki i ogarnia większą przestrzeń. Od strony południowej, w miejscu zrujnowanych i zburzonych podczas wojny kamienic, na wyrównanym potem placu, znajdowało się niegdyś otwarte targowisko, zwane czasem Zielonym Ryneczkiem, które przed paroma laty zastąpiła przestronna parterowa hala targowa, gdzie dawni i nowi kupcy mogli już zimą w cieple, a latem w cieniu, choć nie zawsze w chłodzie lecz, co też dość ważne, pod szczelnym dachem, prowadzić swoje drobne i większe interesy. Stworzyli sobie w ten sposób porównywalne warunki jak ci, którzy swoje sklepiki, knajpki, kantory i wszelkiego rodzaju zakłady usługowe, mieli wewnątrz przyległych do ulic kamieniczek starego miasta, w większości dostępnych z chodnika, a nieraz i na wyższych piętrach, dokąd trzeba było wspiąć się po schodach. W powszednie dni był tu zazwyczaj wielki ruch. W niedziele i w inne święta, znajdujące się tu cukiernie, kawiarenki, piwiarnie i bary, od wczesnych godzin przedpołudniowych otwierały swoje podwoje dla spacerowiczów szczególnie licznie i to całymi rodzinami wylewających się, w rytmie cyklicznie następujących po sobie mszy, z nieodległej katedry świętych apostołów Piotra i Pawła. Ten dawniejszy, czyli będący jeszcze pod gołym niebem Zielony Ryneczek, oferował głównie to od czego nabył swą nazwę, czyli właśnie zieleninę, kwiaty, warzywa, owoce, ale i także nabiał, jego rozmaite przetwory oraz wyroby piekarskie i cukiernicze, a wszystko pochodzące w dużej mierze z prywatnych upraw i hodowli, domowe to bowiem było. Dzięki temu towar był smaczniejszy, a przede wszystkim dużo tańszy niż w państwowych sklepach. Kto robił zakupy w centrum miasta i przechodził przez starówkę, ten zazwyczaj nie omijał targowiska przy ulicy Pod Murami. Wielu mieszkańców miasta, w każdym wieku, niezależnie od tego, czy byli robotnikami, czy też inteligencją, czy świeccy czy duchowni, ateiści i wierzący, artyści i uczeni, miejscowi i przyjezdni, po prostu pełne spektrum klienteli, zaopatrywało się w dobra konsumpcyjne oferowane przez rojnych w tym miejscu straganiarzy, konkurujących ze sobą jak za dawniejszych kapitalistycznych przedwojennych czasów i tuż powojennych, kiedy to socjalizm nie zadomowił się tu jeszcze na dobre. A większość sprzedających i kupujących, to byli ludzie nietutejsi, napływowi, przybysze, głównie wysiedleńcy z przedwojennych kresów wschodnich. Zabużanie, albo jak mówią o nich miejscowi, Wschodnioki. Przedtem, do samego końca wojny miasto było niemieckie. Dawni gospodarze powodowani strachem, czasem zmuszeni przemocą, niemal z dnia na dzień je porzucili, pozostawiając w dobrze utrzymanych zadbanych mieszkaniach i kamienicach swoje całe mienie. Kwitnące do niemal ostatnich dni miasto trochę ucierpiało w wyniku ofensywy sowieckiej, ale późniejsze gospodarowanie tym dziedzictwem było dla niego bardziej rujnujące niż światowa wojna. Zresztą przybysze nie czuli się dziedzicami. Nie mieli tu korzeni i tęsknili za tym, co przecież niechętnie sami, często też pod przymusem, porzucili. Nowe dziedzictwo zresztą nie napawało dumą, a raczej zawstydzało i często raniło uczucia, gdyż długo jeszcze nie zdołano pozacierać śladów po poprzednikach. Z różnych licznych miejsc, spod nowo malowanych szyldów, z murów kamienic, z zachowanych maszyn i urządzeń, a nawet z porzuconych przez dawnych właścicieli naczyń i nakryć stołowych, przebijały i drażniły znienawidzone, często gotykiem pisane, złowrogie słowa, bardziej straszące krojem liter niż niezrozumiałą treścią. A to co było naznaczone najbardziej znienawidzonymi symbolami niemieckości usuwano najszybciej. Nie zawsze skutecznie. Są bowiem ślady trudne do usunięcia, nawet gdyby zacierano je latami, albo z jeszcze większą wrogością. Zostały przecież i takie, które przybyszów nie straszyły, a które właśnie poprzednicy darzyli patologiczną nienawiścią i z furią je niszczyli. Ciągle tu i ówdzie można było jeszcze zauważyć Gwiazdę Dawida, lub wyrzeźbiony w kamieniu zarys menory, przywołujące pamięć o tych, których los był najtragiczniejszy. Żyła tu kiedyś dość liczna, zamożna i do czasu hitlerowskiego szaleństwa, bardzo szanowana społeczność żydowska, której miasto wiele zawdzięcza. Żydzi, którzy zamieszkali tu po wojnie, byli również przybyszami z własnym bagażem doświadczeń, które często nie byli zdolni dalej nieść. Więc też zmieniali nazwiska na bardziej swojsko brzmiące, z końcówkami -ski, -cki, -icz. A niekiedy były to nazwiska "najpolstsze" jakie się dało, na przykład Jabłoński, Złotopolski, Poniatowski. Zresztą nie tylko ocalałych żydów to dotyczyło, bo i wielu gojów, którzy mieli nazwiska niemieckie, też je pospolszczało i zgodnie z duchem czasu i miejsca się tak jakby zmieniali, a swemu nowo narodzonemu potomstwu dawali też właściwsze imiona, swojsko brzmiące, czasem wyszukane, ale niemal nigdy nie były one jawnie żydowskie albo szczególniej niemieckie. Jeszcze w kilkanaście lat po wojnie, ktoś przysłuchujący się szumowi Zielonego Rynku bez trudu z tej kakofonii mógł wychwycić śpiewne nuty lwowskiego bałakania, świergolenie wileńskiej gwary, hórczynie śląskiej godki i z rzadka, tylko między swymi szprechanego skrycie w lokalnym, niemieckim dialekcie. Ci wiedzieli, że ta ich mowa przywołuje w pamięci przybyszów najgorsze wspomnienia, a czasem i wyzwalała w nich złe, destrukcyjne emocje. Stosunkowo nieliczni starzy niemieccy mieszkańcy miasta nie mówili dobrze po polsku, ale rozumieli. Tylko szeptem, żeby szwargotaniem nie wywołać zgorszenia, dzielili się plotkami i wolą życia, niekiedy otuchą. W końcu przetrwali najtrudniejsze powojenne lata wśród tej napływowej zbieraniny, z trudem, znojnie, z beznadzieją i bólem, ale jednak żyli i trwali, ciągle u siebie, cierpiąc swój los bez widocznego buntu na nieszczędzone im upokorzenia. I nie tylko to znosili, bo wcześniej zaznali też ślepego odwetu, wielu, bardzo wielu potwornych, nie dających się wręcz opisać i przez lata także publicznie skrywanych krzywd, które na nich po wyzwoleniu spadły najczęściej za to tylko, że byli na tych, gwałtem wyzwolonych z ich nacji ziemiach, autochtonami. Przybysze z różnych odległych stron, z których też w podobny sposób wyzwolono ich własne ojczyzny, dalecy jednak byli od tego, by im współczuć. Sprawców ich własnego losu obwiniali za wszystkie doznane nieszczęścia, nie próbując ich usprawiedliwiać i nieczując się w najmniejszym stopniu ani wyzwolonymi, ani też wyzwolicielami. Bo to przecież Niemcy rozpętali kolejne piekło najgorszych z wojen. Czyż nie powinni tego grzechu odpokutować i zadośćuczynić ofiarom do ostatniego pokolenia, ostatniego szwaba? Jednak zdarzali się i tacy, którzy twierdzili, że za tą ostatnią hekatombą wojenną, jak zawsze i od wieki wieków, stali bogobójcy żydzi.
Rejon przyległy do targowiska przy ulicy Pod Murami, pomimo kłębiącego się tu co dnia ludzkiego tłumu, jest w pewien sposób martwy, nie uświadczy się tu bowiem nawet jednego żywego drzewka. A gdy zbliża się wieczór i zapada zmierzch, gdy klienci wracają do swych domów, a kupcy i straganiarze zamkną już swoje kramy, wtedy nareszcie mogą pojawić się duże czarne ptaki, rywalizujące o żert na przepełnionych nadgniłymi odpadkami śmietnikach, a gdy już najedzone odlecą, to ten sam wyszynk przyciąga tu nocą szczury i bezdomne koty. Z tej obfitości jadła wygrzebie też sobie zjadliwszy ochłap bezpański psiak i nasyciwszy na chwilę wieczny głód, umknie dalej, gdzie by mógł przywarować bezpiecznie, oprzeć na łapach zapchlony łeb i przymknąć oczy, a potem wyśnić dla siebie szczęście.


Yesod

W miejscu gdzie wąska i mało wyrazista ulica Białej Bramy łączy się z Tkacką jest centrum sefiry Yesod, oznaczającą Podstawę albo Fundament. Ścieżka wiodąca tu w kierunku północno zachodnim z Malchud zwie się Tau. Wszystko w przestrzeni tego fragmentu miasta jest jakieś nijakie, bez szczególniejszego wyrazu i tylko wyobraźnią można nieco ubogacić to bezbarwne miejsce, wyglądające na dziedziniec, a bardziej jeszcze podwórze z dobudowanymi byle jak garażami. A przecież krzyżują się w tym miejscu dwie ulice. Trzeba obudzić wyobraźnię, żeby poczuć istotę ukrytej tu emanacji drzewa sefirotów. Można na przykład pomyśleć sobie, że dalej, na przedłużeniu uliczki Białej Bramy jest jakieś, niewidoczne stąd przejście prowadzące na Rynek, magicznie przewiercone w jego alter-pierzeji, sięgające aż do samych podcieni, a stamtąd już bez większych przeszkód tak wytyczoną prościuteńką ścieżką Samech można dostać się wprost do niezwykle atrakcyjnej sefiry Tifereth, to znaczy Piękno. Ale, ale... może jednak wiedzie tam jakiś sekretny tunel, lub dawno zapomniane lochy, albo przynajmniej wąski korytarz, o zamurowanych z obu stron wejścia? Mogło przecież tak dawniej być, przed wojną i nawet do ostatnich dni przed wyzwoleniem, kiedy jeszcze jej wściekłe, straszliwe, burzące moce nie nawiedziły miasta i nie zamieniły w ruinę starych kamienic wraz z ich minionym urokiem. Współczesna zabudowa starówki wokół rynku w znacznym stopniu jest nowa i udanie nawet odtwarza zarys i formę pierwotnej zabudowy. Można pomyśleć, że zawsze tu tak było. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie wyobraźni by zwizualizować takie otwarcie na Tifereth, które natychmiast ożywia zastygły bezruch Yesod. Na Rynek można dwojako i łatwo stąd się dostać, obchodząc z lewej albo z prawej strony sąsiednimi uliczkami budynki tworzące południowo wschodnią jego pierzeję. W takim wypadku rozdwojenie Samech jest zasadniczo pozorne, bo wszelkie zróżnicowanie wynika tylko z nawyków. Yesod łączy się też z wyższymi sefirami, osobnymi scieżkami - Cade i Resz. Ścieżka Cade, meandrując między zwartą tu zabudową, wiedzie na północ, do sefiry Necach, wpierw przez chwilę jeszcze ulicą Tkacką, potem skręca ostro w lewo i prowadzi prawym, bardziej zewnętrznym chodnikiem ulicy Matejki (chodnik lewy, jako bliższy Rynku, przynależny jest Samech) do ulicy Zwycięstwa, gdzie znów ostro skręca, tym razem w prawo. Na niej to, w rejonie skrzyżowania się z ulicą Bednarską i Placem Inwalidów Wojennych łączy się z siódmą sefirą Netzach, która nomen omen znaczy właśnie Zwycięstwo. Ścieżkę Resz, wiodącą z Yesod na zachód, wyznacza pozostały odcinek ulicy Tkackiej, przechodzącej dalej w ulicę Wysoką i prawym, bliższym Rynku chodnikiem ulicy Pod Murami kończy się w sefirze Hod.

Hod

Kierując się ścieżką Szin, wiodącą z sefiry Malchud, czyli od ulicy Basztowej w lewo i na zachód ulicą Pod Murami, a potem nieco bardziej na północ, bo została łukowo w miejskiej przestrzeni ukształtowana owalem nieistniejących już murów i obwałowań, mijając po lewej stronie średniowieczną bryłę budynku dawnego arsenału grodzkiego, gdzie dziś jest tu oddział muzeum miejskiego, przecinając ulicę Wysoką, dochodzi się do ulicy Bankowej. Na skrzyżowaniu z nią kończy się ulica Pod Murami i na północny zachód przedłuża ją już dalej ulica Kaczyniec. Jej nazwa od dawna zawłaszcza przyległe do niej sąsiedztwo, piętnując ten fragment starego miasta, które ma kiepską, latami niedbałości zapuszczoną infrastrukturę i jeszcze gorszą reputację. Wcześniej dzielnicę tę zamieszkiwała głównie biedota miejska, nierzadko przestępczy, prwdziwie zbrodniczy margines. Oględnie mówiąc, był to w samym sercu miasta zlokalizowany matecznik lumpenproletariatu. Dziś jej złowrogoć znacznie osłabła, gdyż wskutek wykupu nieruchomości oraz eksmisji wyludniła się i dzięki temu złagodniała. Dawniej nieopatrzne zapuszczenie się na Kaczyniec, szczególnie po zmierzchu, wiązało się z ryzykiem utraty mienia, często też i zdrowia czasem nawet życia. Ulica Bankowa, graniczna dla Kaczyńca i krzyżująca się z ulicą Pod Murami, w wyznaczonej wraz z nimi żeńskiej sefirze Hod, która znaczy Chwała, jakby chroniąc przechodniów przed zapuszczaniem się w niebezpieczne i cieszące się złą sławą zaniedbane uliczki, gorliwie kieruje każdego w stronę Rynku i dalej, do znacznie młodszych i bezpieczniejszych śródmiejskich dzielnic. Jak na gęsto i ściśle zabudowaną starówkę jest tu nieco zieleni. Kilka wysokich i starych drzew, rosnących na okolicznych placykach ma powodzenie nie tylko u czarnych, żywiących się na śmietniskach odpadkami kruków i wron, ale też u licznych tu i bardziej kolorowych ptaszków, gustujących głównie w dobrym ziarnie, które przysiadają na gałęziach i ożywiają przestrzeń pięknym, niemalże artystycznym świergotaniem. Zabiegani przechodnie, najczęściej szybko gnają gdzieś dalej i niestety nie zauważają tej ulotnej sztuki. Szkoda. Na rogu Bankowej i Pod Murami jest lokal gastronomiczny, kiedyś zwał się Barem Mlecznym i serwował jarskie dania, mleczną z makaronem lub z ryżem, leniwe, kluski śląskie, naleśniki z serem, a czasem pierogi. Do popicia był kubek letniego wodnistego mleka, nierzadko dopełniony strzępami kożucha nabranego niedomytą chochlą z kotła. Podawano też kakao z łusek, czyli z drobniejszymi farfoclami, które można było przecedzić przez zęby i dyskretnie wypluć w serwetkę. Bo serwetki zawsze były na stolikach, czy to w plastikowych, czy drewnianych serwetnikach, a gdy tych brakło, to wówczas artystycznie pozwijanych w zwykłych szklankach. Jeśli ktoś miał talent i czas, to bez najmniejszych sprzeciwów ze strony personelu mógł, wprawnie śliniąc serwetki, uformować z nich żyrafę, łabędzia, albo baletnicę. Potem bar zmienił nazwę i rozszerzył nieco skromny asortyment potraw o bigos, flaki, jakieś zupy, a nawet i o sznycle i schabowe z ziemniakami i z mizerią. Tak, bar zawsze miał w tym miejscu powodzenie. Niekiedy ci pędzący gdzieś dalej i skupieni na czymś innym przechodnie, zatrzymywali się tu na chwilę, by szybko i tanio się posilić. Czy przez ich dogłębne i całkowite zamyślenie przebijało się wtedy cokolwiek zewnętrznego, niekoniecznie ważniejszego od ich własnych problemów, trudno stwierdzić. Nie mówiąc o cichym świergocie ptaków przysiadających na gałęziach drzew, mieszającym się z miejskim szumem. Ci tylko, co nie muszą nigdzie pędzić, bo zawsze i wszędzie są u siebie, doświadczający nieustannie doskonałości harmonii, ładu i piękna, bywają jedynym słuchaczami ptasich wokalnych popisów i tylko oni są zdolni w pełni pojąć tę cudowną magię.

Netzach

Z sefiry Malchut do znajdującej się stąd na północ sefiry Netzach prowadzi, ulicami Pod Murami i Bednarską, ścieżka zwana Kof. Jest tu w ciągu dnia nieustający ruch pieszych i pojazdów, bo w przyległych do ulic budynkach znajduje się wiele drobnych sklepów, kilka lokali gastronomicznych i zakładów usługowych, jak kaletnik, czy fryzjer, a także mają tu swoje siedziby rozmaite biura. Ale jeszcze większym generatorem ruchu ciągle jest jeszcze główna ulica miasta, od dziesiątków lat najbardziej wystawna, zawsze rojna i reprezentacyjna i także dość długa ulica Zwycięstwa, łącząca Rynek z dworcem kolejowym. Nawet do niedawna jeździły tu bardzo lubiane i cenione tramwaje, a jeszcze wcześniej była to główna miejska promenada sprawiająca, że mieszkańcy znali się przynajmniej z widzenia, jeśli nie bliżej, bo wówczas nigdzie lepiej nie można się było pokazać publicznie niż właśnie tu, przy okazji, albo pod pretekstem robienia zakupów, załatwiania jakichś spraw. Dla nastoletniej i nieco starszej młodzieży było to najdogodniejsze miejsce dla podrywu. W czasach Polski Ludowej, odbywały się tu zawsze tłumne i jak przystało na państwo totalitarne, szczególnie uroczyste pochody pierwszomajowe. Potem ulica była świadkiem innych, często już nielegalnych manifestacji, które miały zupełnie inne przyczyny. Teraz jeszcze bardziej zmieniła charakter. Miejsce licznych tu ongiś sklepów, kawiarni, restauracji zajęły rozmaite banki, kantory wymiany walut, biura oraz filie bogatych, głównie obcych firm i korporacji. W mieście mniej niż w poprzednich latach rodzi się dzieci i z tego względu miasto się znacznie postarzało, a i mieszkańcy częściej poruszają się samochodami niż piechotą. A i wtedy też się bardzo śpieszą. Niewielu już dziś tu można spotkać spacerowiczów, czerpiących zadowolenie z tego, że sobie tak idą bez powodu i bez celu, dla samej przyjemności. Z pewnością nie zachęcają do tego zmiany, jakie w ciągu ostatnich dziesięcioleci zaszły w tym miejscu. Można uznać, że cała ulica Zwycięstwa właściwie stanowi sefirę Netzach, a nie tylko ten jej fragment, gdzie dochodzi do niej ulica Bednarska i ma początek Plac Inwalidów Wojennych. Jednak jej właściwe centrum należy zlokalizować wewnątrz starego miasta. Natomiast podłużny Plac Inwalidów Wojennych jest w tej kabale ścieżką Kaf, prowadzącą z sefiry Netzach do sefiry Chesed. Zaś lekko odchylony odcinek ulicy Zwycięstwa, dochodzący stąd do Rynku, z tego kierunku to lewy jej chodnik, przechodzący dalej w podcień kamienic jego południowo wschodniej pierzei i następnie przedłużony lewym chodnikiem ulicy Bankowej, stanowi ścieżkę Pe, kończąca się w opisanej już poprzednio sefirze Hod. Przeciwny, prawy chodnik tego odcinka ulicy Zwycięstwa, dochodzący do pacu Rynku, stanowi fragment ścieżki Nun łączącej sefirę Netzach z sefirą Tifereth, promieniującą z samego centrum Rynku, dokładnie z jego geometrycznego środka, gdzie w piętnastym wieku wzniesiono charakterystyczny budynek ratusza miejskiego z wysoką, ponad czterdziestometrową wieżą, który zajął wtedy miejsce wcześniejszego, wbudowanego jeszcze w trzynastym wieku. Analogiczną dla Nun ścieżką wiodącą z sefiry Hod i łączącą ją z Tifereth, zwaną w kabale Ajin, jest przeciwny dla ścieżki Pe, chodnik ulicy Bankowej, biegnący w stronę Rynku i dalej, po przekątnej prostokątnego palcu, do południowego narożnika ratusza.

Tifereth

Centrum drzewa życia jest szósta, symbolizowana przez Słońce, sefira Tifereth, połączona kabalistycznymi ścieżkami, wyjąwszy Malchut, z wszystkim pozostałymi sefirami. Tifereth to Piękno, należy ona do świata kreacji i reprezentuje też równowagę, pokój oraz współczucie,którymi emanuje też miejski Rynek, niezależnie od tego jak on sam i wszystko się wokół zmienia i przeistacza. Jest miejsce wyjątkowe, szczególne i najbardziej wyróżnione, odkąd powstało to miasto. Można powiedzieć, że jest to esencja jego indywidualności. To jest też jego urbanistyczne serce, które zdaje się pulsować, ssąc i tłocząc żyłami i tętnicami ulic niezmożony ruch miejski. Czasem, z różnych przyczyn to serce miasta pęka, prawdziwie, gdy niedocenione, a nierzadko niszczone jest bezcenne dziedzictwo, jednak częściej tylko symbolicznie, z dumy albo dzieląc szczęście, radość i zadowolenie tych, którzy się tu z różnych względów pojawiają. Powodów bywa wiele, a w przypadku tego szczególnego miejsca, przeważnie przyjemnych. Rynek jest przecież naturalnym miejscem spotkania, czy to znajomych, czy przyjaciół, czy zakochanych, nawet jeśli niekiedy potem pójdą gdzieś dalej, ale wcale nie muszą, bo jest tu dość mniej lub bardziej kameralnych lokali oferujących gościnę. Najłatwiej jest umówić się pod fontanną z Neptunem. Wieża ratusza wyposażona jest w dokładnie wskazujący czas zegar, z tarczami dobrze widocznym z każdej strony Rynku, co ułatwia umówienie się nie tylko w konkretnej przestrzeni, ale i w precyzyjnie określonym czasie.

Gewurah

Skrzyżowanie ulicy Kaczyniec z ulicą Krupniczą wyznacza piątą sefirę Gewurah, znaczącą Srogość. Połączona jest ona z sefirą Hod ścieżką Mem, tożsamą na tym odcinku z ulicą Kaczyniec, wiodącą od początkującego ją skrzyżowaniami z ulicą Bankową. Ta ulica potem, na przedłużeniu w kierunku północno zachodnim, zmieni swój kabalistyczny charakter, czy raczej może emanację oraz nazwę ścieżki, na Chet, wiodącą już z Gewurah do wyższej sefiry zwanej Bina. Gewurah jest jeszcze połączona z sefirą Tifereth ścieżką Lamed, wiodącą od zachodniego narożnika ratusza do także zachodniego naroża Rynku, biegnącą potem na południowy zachód lewym chodnikiem ulicy Krupniczej. Z bliźniaczą sefirą Chesed łączy Gewurah ścieżka Tet, wyznaczona drugim chodnikiem ulicy Krupniczej, potem biegnąca wzdłuż północno zachodniej pierzei Rynku, a dalej analogicznym chodnikiem ulicy Krótkiej, do skrzyżowania z Placem Inwalidów Wojennych. W kabalistycznym ujęciu te trzy sefiry, Tifareth, Chesed i Gewurah tworzą wyższy poziom boskiej ekspresji, który przekracza wcześniej opisane poziomy drzewa życia i jednocześnie je zawiera. To przekraczanie-zwieranie tego co niższe przez to, co jawi się wyższe, jest kluczem do mistyki. W tym właśnie ujęciu sefira Chesed, sprzyjająca wyższym uczuciom i sefira Gewurah, będąca do niej niejako w kontrapunkcie i sprzyjająca wyższej woli, tworzą wspólnie mistyczną otchłań, dzielącą świat kreacji od świata duchowego. Na planie miasta sefira Gewurah lokalizuje się w niepozorny dość miejscu, gdzie jednakowoż zaczyna się najmroczniejsza ongiś strefa dzielnicy Kaczyniec. Było tu przed laty niejako centrum miejscowego rozboju i bandytyzmu, wylęgarnia i kolebka groźny i dość niebezpiecznych osobników. Prawie każde większe miasto ma takie trudniejsze, bądź podejrzane, a przynajmniej niezbyt przyjazne dzielnice. Nieraz nawet kilka, z których niedopilnowana przez starszych i szkołę młodzież organizują się, we wzajemnie zwalczające się gangi i bandy, groźne zresztą dla każdego. Grupy te nie musiały narzekać na brak świeżej krwi, którą zapewniał im powojenny wyż demograficzny. Ludzie ciesząc się pokojem, stałą pracą i bezpieczeństwem zakładali szybko rodziny, dostawali mniej lub bardziej skromne mieszkania i dziatwy przybywało w szybkim tempie. Wspomnienia wojny i obawy przed kolejną były silne i bezustannie obecne w świadomości mieszkańców. Głównie dbała o to cała propaganda państwowa, szkoły wszystkich stopni, kultura masowa i wyższa nieco od niej twórczość artystyczna bez zahamowań sięgały po motywy okupacyjne, partyzanckie i ludobójstwa. Dlatego, mimo upływania czasu, wojna długo jeszcze po jej zakończeniu, była żywa w pamięci zbiorowej i indywidualnej, i zapładniała też umysły najmłodszym, którzy jej nie przeżyli i ciągle też brała swoje żniwo, zarówno moralne jak i fizyczne. Chłopcy w tamtych latach chętnie bawili się żołnierzy, w partyzantów i z zabawkowych pistoletów i karabinów do siebie strzelali, ale nie wszyscy malcy byli szczęśliwymi posiadaczami takich zabawek, więc musieli często, chcąc uczestniczyć w tych międzyulicznych i podwórkowych walkach, wykombinować sobie coś zastępczego. Najczęściej był to kawałek drewna, jakiegoś patyka, albo gałęzi, przypominających formą, czy to karabin, czy choćby pistolet, z których mógł "strzelać", wykrzykując głośno hałaśliwe terkoty i takoż wyhukując pifpafy. Zdarzało się jednak, że taki sześcio-dziesięciolatek, pod nieobecność rodziców, wybiegał z domu z ciężkim, prawdziwym mauzerem i wlókł go za sobą biegając po podwórkach i ulicach. Czasem w domowej skrytce znalazł coś poręczniejszego, na przykład poniemieckiego lugera, zwanego też parabellum i doprawdy skóra cierpła, gdy się widziało jak chłopczyna celuje z niego do kolegów. Prawdziwa, sprawna broń, pociski, miny, granaty i rozmaite niewybuchy, nie były czymś nadzwyczajnym w tamtych latach. Można je było czasem znaleźć na miejscu, poukrywane przez poprzednich mieszkańców w różnych przemyślnych schowkach i zakamarkach domów, w piwnicach, na strychach, pod podłogami, między belkami stropów i w ścianach. Nadal też przez nie ginęli ludzie i bardzo często były to dzieci. Zawsze niewinna to była śmierć i boleśnie niesprawiedliwa, bowiem często traciły życie takie, które urodziły się już w czasach pokoju.

Chesed

Północno wschodnia strona starówki jest, w porównaniu do pozostałych jej części, uprzywilejowana. Rozwinęła się w zamożne i okazałe wielkomiejskie centrum, z wysokimi kamienicami o pięknie dekorowanych fasadach, z parterami zajętymi przez wystawne, luksusowe sklepy i restauracje, z pysznymi willami i pałacami dawnych bogaczy, którzy z rozmachem rozwijali w mieście przemysł, z piętrowymi i bogato zaopatrzonymi domami towarowymi, z tramwajami, które dowoziły tu mieszkańców nie tylko z odleglejszych dzielnic, ale też z sąsiednich większych miast. Ulica Zwycięstwa, główna i reprezentacyjna śródmiejska promenada, ciągle świadczy o dawnej świetności miasta, które miało szczęście być pod opieką znakomitych planistów iarchitektów, absolwentów znakomitych akademii i uczniów prawdziwych mistrzów w tej sztuce, nadążających jednak za co jakiś czas zmieniającymi się trendami i dlatego kształtowali przestrzeń miejską w duchu aktualnie obowiązujących standardów, stylów i mód. Skrzyżowanie Placu Inwalidów Wojennych z ulicą Krótką emanuje afektami przynależnymi do czwartej sefiry Chesed, która oznacza Łaskę i Miłosierdzie. Połączona jest nie tylko z wcześniej opisaną sefirą Gewurah, ale także z niższymi sefirami Tifereth i Netzach i z wyższą Chochma. Z sefirą Netzach łączy ją ścieżka Kaf, którą stanowi wydłużony w tym kierunku Plac Inwalidów Wojennych, a z sefirą Tifereth ścieżka Jod, biegnąca przeciwnym, niż ten przeznaczony dla ścieżki Tet, chodnikiem ulicy Krótkiej. Z sefirą Chochma łączy ją ścieżka Waw, biegnąca na północny zachód przez dalszą część Placu Inwalidów Wojennych, w stronę ulicy Kościelnej.

Bina

Z sefiry Gewurah ulicą Kaczyniec, kierując się na północny zachód, w okolice skrzyżowania z ulicą Średnią, wiedzie do żeńskiej sefiry Bina, która oznacza subtelną i duchową Inteligencję, ścieżka zwana w kabale Chet. Jest to samo centrum Kaczyńca i lokalizacja w tym miejscu tak subtelnie i duchowo emanującej sefiry zdaje się niemożliwością i nawet niestosownością. Sefira Bina jest jednak jedną z trzech sefir ukrytych, sefir boskiej triady, co nieco przybliża zrozumienie jej usytuowania właśnie w takim punkcie. Zdaje się być tu znakomicie ukryta. Dwie pozostałe to, pierwsza i najwyższa kabalistyczna sefira Keter i druga w kolejności, po tej najwyższej, sefira Chokmah. Trzecią jest właśnie Bina, kreatywna i inspirująca, rozwijająca mądrość i wszelkie aspekty rozumienia. Jak na miasto tej wielkości, nie metropolię i także nie stolicę województwa, to jest ono, a przynajmniej było do niedawna, na wskroś inteligenckie. Ma dobrze rozwinięte szkolnictwo każdego szczebla, od podstawówki, przez gimnazja i szkoły, zawodowe, średnie, techniczne, licealne, aż po uczelnie wyższe, w tym jedną z największych w kraju i bardzo wysoko notowaną w rankingach, najbardziej też szacowną Politechnikę, która ma aspiracje być kontynuatorką tradycji dawnej lwowskiej wszechnicy, gdyż profesorowie i absolwenci tamtej świetnej uczelni stanowili pierwszą jej kadrę naukową i nierzadko także tu, niedokończone, zaczęte jeszcze we Lwowie studia, kontynuowali ci najpierwsi po wojnie studenci. Politechnika kształci przyszłych inżynierów i magistrów, specjalistów od całego spektrum, głównie technicznych, umiejętności. Z sefiry Bina najbliższą szkołą jest liceum ogólnokształcące, zajmujące dziewiętnastowieczny jeszcze budynek dawnej szkoły kształcącej ówczesne kadry przemysłowe, który w pierwszych kilku latach po wojnie mieściło polskie już liceum męskie i takież męskie oraz żeńskie gimnazjum. Potem było to już pierwsze w mieście koedukacyjne liceum ogólnokształcące, które w latach świetności nosiło nieformalną nazwę od nazwiska swojego długoletniego dyrektora i do dziś wiadomo o jaką szkołę chodzi, gdy się tylko powie Rymer. Nie jest też przypadkiem, że do Rymera chodziła elita miejscowej młodzieży, bo szkoła miała znakomitych pedagogów i nauczycieli, a w inteligenckim mieście przykładano wagę do jak najlepszego kształcenia. Uczniowie Rymera nie zaliczali się do tych najgrzeczniejszych, bo czuli się w jakiś naturalny sposób lepsi i przez fakt uczęszczania do tej szkoły nobilitowani, a i wywodzili się z rodzin o większych ambicjach i aspiracjach niż przeciętnie. Byli córkami i synami wykładowców Politechniki, nauczycieli, lekarzy, adwokatów, inżynierów, urzędników, lokalnych kacyków partyjnych, ale i badylarzy czy prywaciarzy, którym nawet w czasach stalinowskich i poststalinowskiego "peerelu", udawało się na byle czym robić duże pieniądze. Ta szczególna sława szkoły powodowała w wielu innych kompleksy i również szerzenie złośliwych opinii i z gruntu nieprawdziwych pomówień, że przyjmowanie wyłącznie dzieci takich wybrańców losu, to celowa polityka dyrektor, który kierował się przy przyjmowaniu uczniów swoimi tylko własnymi kryteriami, a fundamentalnie sprzecznymi z obowiązującymi przepisami oraz w ogóle z prawem i co gorsza, z proletariacką sprawiedliwością, było nie było, ludowego państwa. W skrajnych przypadkach twierdzono wręcz i to z całkowitą powagą, że do Rymera przyjmowani są tylko żydzi. Takie antysemickie twierdzenia czasem trafiały na podatny grunt, prostacki i zasadniczo nikczemny. Walczyć z tym na poważnie nie warto, lepiej wyśmiać głupotę i żartem ją pokonać, co w takich razach niekiedy robiono, przewrotnie i dowcipnie potwierdzając ten oczywisty absurd, że jeśli ulicą Zwycięstwa szły dwie dziewczyny, to jedna z pewnością była z Rymera, a ta druga też była żydówką. Wyraźny w tej anegdotce charakterystyczny żydowski humor, zdaje się wskazywać, że jej autorem nie mógł być żaden goj. Trudno oszacować jaki odsetek żydów kształcił się u Rymera. Przypuszczalnie nikły, bo skąd mieliby się wziąć po tej wojnie, właśnie dla nich niebywale tragicznej. Żeńska sefira Bina powiązana jest także z sefirą Tifareth ścieżką Zain, wiodącą stąd prawym chodnikiem ulicy Średniej i dalej, podobnie wskazanym, prawym chodnikiem ulicy Raciborskiej do północnego naroża Rynku, skąd już ukosem wprost do jego centrum, gdzie znajduje się ratusz. Także jest złączona z męską sefirą Chokmah ścieżką Dalet, która wiedzie prosto, przeciwnym niż Zain, czyli lewym chodnikiem ulicy Średniej, aż do skrzyżowania z Placem Inwalidów Wojennych. Ścieżką Bet, wiodącą na północny zachód ulicą Kaczyniec i po chwili skręcającą pod kątem prostym w prawo, w ulicę Grodową, łączy się z najwyższą sefirą Kether, emanującą na całe i nie wyłącznie stare miasto z miejsca, w którym przed stuleciami wzniesiono surowy w swym wyrazie, gotycki Kościół Wszystkich Świętych.

Chokmah

Sefitra Chokmah, oznaczająca Mądrość. Również ona, podobnie jak Bina, otrzymuje światło z Kether i wysyła je do niższych sefir. Na planie miasta zlokalizowana jest w rejonie skrzyżowania Placu Inwalidów Wojennych z ulicą Średnią, w pobliżu pustego placu, gdzie prawie do samej wojny stała synagoga, splądrowana i spalona podczas Kristallnacht (Nocy Kryształowej) 9-10 listopada 1938 roku. Paliła się dwa dni, a potem do końca zburzono to, co po tym pożarze jeszcze się ostało. Od tamtej pory teren po niej jest pusty i zapewne większość dzisiejszych mieszkańców nie wie nawet, co w tym miejscu kiedyś było. Od kilku już lat można jednak się tego dowiedzieć, gdyż na ścianie pobliskiej kamienicy zamontowano pamiątkową, artystycznie wykonaną, w formie świętego zwoju, tablicę z brązu, z wyrytym na niej napisem upamiętniającym zburzoną synagogę, ufundowaną przez osoby związane z przedwojenną i liczną tu wtedy społecznością żydowską. Mimo to sefira Chokmah, pozostaje głęboko schowana, skutecznie naśladuje skrytość swej bliźniaczej boskiej siostry, sefiry Bina. Teren zburzonej synagogi przez wiele lat był własnością miasta, które jakiś czas temu odsprzedało działkę i podobno nowy właściciel ma jakieś plany inwestycyjne z nią związane. Ciekawe, co chciałby tu zbudować? Są i tacy co powiadają, że cokolwiek by nie zbudować na miejscu zburzonej synagogi, długo się to jednak nie ostanie. Powiadają też, że niezniszczalne są prześwięte litery niezliczonych imion Najwyższego, niechaj będzie błogosławiony, które z każdej pożogi, w najmniejszym nawet stopniu nienaruszone wzlatują na swych skrzydłach aniołów, co zaświadczył sam rabi Chanin ben Tardijon, który na własne oczy widział jak pergamin Tory płonie, lecz litery wzlatują. Jest też zupełną niemożliwością, by pochodzące, wszystkie bez wyjątku, z dziesięciu sefirot chwalebne imiona Boga, niechaj będzie błogosławiony, mogło cokolwiek dotknąć i skalać. Czy ogień może sam siebie spalić, a miecz, czy może sam siebie przeciąć? Sefira Chokmah łączy się ze znajdującą się stąd na zachód sefirą Kether ścieżką Alef prowadzącą doń po łuku ulicą Kościelną. Z leżącą na południu sefirą Tifereth łączy ją ścieżka zwana He, wiodąca przeciwnym niż Dalet chodnikiem ulicy Średniej, skręcając pod kątem prostym w lewo, w ulicę Plebańską, tym samym chodnikiem i potem, z północnego naroża Rynku ukosem w stronę jego środka, do ratusza.

Kether

Hebrajska kabał boskość określa liczbą jeden, czyli słowem Kether, co znaczy też Korona. Liczba jeden symbolizuje absolutną całkowitość i jedność stawania się z Bogiem, cokolwiek słowo to oznacza, Który Jest poza wszelkim pojmowaniem umysłu, a mimo to zawsze iw każdym miejscu obecny i dla każdego dostępny. Keter to źródło, z którego nieustannie wszystko wypływa i na powrót wraca. Nic tu nie ma początku ani końca. Alfa jest zawsze omegą. Koniec jest początkiem, a początek końcem. Kether to kompletność wszystkiego co było, co jest i co będzie. Oprócz bezpośredniego połączenia z sefirami Chokmah i Bina, Kether łączy się ścieżką Gimel z sefirą Tifereth. Na planie miasta jest ona prowadzona od placu kościelnego ulicą Szkolną, która kończy się na ulicy Średniej i dalej chodnikiem przyległym do pierzei kwartału ograniczonego tąż ulicą oraz ulicami Plebańską, Raciborską i placem Rynku, dociera do jego centrum. Jest jeszcze jedna, jedenasta sefira, z którą Kether jest w ścisłym związku. Zwana jest Daat i oznacza Wiedzę. Oznacza bezbramną bramą, przez którą dociera się do jeszcze wyższych poziomów mistycznego oświecenia. Jam jest bramą i kto przeze Mnie wejdzie, ten będzie zbawiony - nauczał z najwyższych mistycznych poziomów Jezus w Ewangelii według świętego Jana. Kabała lokalizuje ją na drzewie życia w centralnym miejscu prostokąta, którego wierzchołki stanowią sefiry Chokmah, Binach, Chesed i Gewurah. Na planie miasta jest to miejsce, gdzie ulica Szkolna dochodzi do Średniej i przechodzi w otwarte w tym miejscu przeciwległe, wydłużone podwórko, czy wręcz kończący się ślepo zaułek.
Stał ciągle u stóp masywnej ceglanej wieży, przed portalem wejściowym, uważnie przypatrując się jego gotyckiej, kunsztownej, skromnie eleganckiej kamieniarce. Za plecami miał Plac Rzeźniczy, nazwą upamiętniający chyba golgotę zwierząt. Nie wykluczone, że dawniej dokonywano tu też ubojów rytualnych. Kościół Wszystkich Świętych jest najstarszym w tej części miasta. Być może nieco starszym od niego jest, oddalony o parę kilometrów stąd, kamienny kościółek św. Bartłomieja i ponoć założony jeszcze przez templariuszy, o czym ma świadczyć, namalowany czerwoną farbą na ścianie jego prezbiterium, mały krzyż maltański. Oba kościoły były wpierw drewniane i dopiero mniej więcej w piętnastym wieku, czyli u schyłku średniowiecza, gdy w Europie właśnie nastawał, zafascynowany antykiem renesans, otrzymały obecną gotycką jeszcze formę. Kabała jest odeń starsza, a do chrześcijaństwa zaczęła przenikać właśnie w epoce, gdy go wznoszono. Za pierwszego kabalistę chrześcijańskiego uznaje się księcia Giovanniego Pico della Mirandola, który tę wiedzę zdobył dzięki przełożonym na łacinę księgom, kupionym od nawróconego żyda, Flawiusza Mitrhidate. Pico, niezwykły młodzieniec, znał też hebrajski, który jest językiem kabały, a przy tym bliski aramejskiego, jakim wiele wieków wcześniej nauczał Jezus i jakim dobrą nowinę głosili Jego uczniowie. Gdyby wyznawcy Chrystusa znali te języki równie dobrze jak grekę i łacinę, to zapewne historia świata byłaby całkiem inna, bo przekaz byłby wtedy nie z drugiej, trzeciej, czy setnej ręki, ale niejako wprost, z mistrza na ucznia.
Obecny kościół, budowano etapami w latach 1450 -1504 i potem już tylko nieco rozbudowano, lub odnowiono z różnych, niekiedy losowych powodów. Padał bowiem ofiarą pożarów, modernizowano go też, czasem zmieniał wystrój na aktualniejszy, próbując tak zaspokajać nieustannie zmieniające się gusty i poglądy na temat piękna. Jednak jego pierwotna struktura zachowała się nienaruszona. Kościół jest tradycyjnie zorientowany, czyli ołtarzem na wschód, a kruchtą znajdującą się pod wieżą, na zachód. Jest budynkiem halowym, o trójnawowym i czteroprzęsłowym korpusie z nietypowym długim, bo aż trójprzęsłowym prezbiterium. Nie ma transeptu. Do kościoła przylegają kaplice, zakrystia i inne pomocnicze pomieszczenia. Pierwsze za kruchtą przęsło hali głównej jest częściowo obniżone, znajdującym się tu chórem z organami kościelnymi. Jeśli się przyjrzeć przestrzeni wnętrza kościoła Wszystkich Świętych, to łatwo zauważyć, że swoją strukturą także nawiązuje do kabalistycznego drzewa życia. Kruchta to sefira Malchut, pierwsze za nią przęsło hali głównej, to częściowo obniżone chórem, wyznacza sefirę Yesod. Trzy nawy, to środkowy pień i dwa konary drzewa życia. Nawa niska z lewej strony, zawiera w kolejnych przęsłach, uważane za żeńskie, sefiry Hot, Gewurah i Binę, a przeciwległa do niej, znajdująca na prawo od wejścia zawiera, określane męskimi, sefiry Netzach, Chesed i Chokmah. Jeszcze do niedawna, właśnie w takim porządku, według rozdzielności płci, wierni gromadzili się kościołach. Środkowa, główna nawa kościoła odpowiada samemu pniu drzewa życia. Szpalerem masywnych ośmiosłupowych kolumn, wyznacza ona usytuowanie sefir Yesod, Tifereth i znajdującej się na wprost ołtarza jedenastej sefiry Daat. Zaś prezbiterium, to najważniejsze w świątynie miejsce, w którym stoi główny ołtarz, jest odpowiednikiem pierwszej z sefir, Kether. W świątyniach chrześcijańskich to zawsze jest najświętsze miejsce w całym sanktuarium, coś jak święte świętych w Świątyni Jerozolimskiej, skąd w nieprzebranej obfitości wypływa na całe stworzenie łaska Najwyższego.
Do środka wszedł razem z wiernymi, którzy właśnie przybyli na modlitwę. Widział jak rozsiadają się w różnych miejscach. Niektórzy z nich woleli postać. Powoli i jak zwykle uspokojony, szedł główną nawą, jednocząc się z całością, ze znaną od lat, ale zawsze inną przestrzenią, nieustannie i na nowo, w każdym momencie stwarzaną. Większość wiernych miewa ulubione pory mszy, zajmuje przeważnie te same, od dawna zasiedziałe miejsca, preferuje tych właśnie, a nie innych, kapłanów. Czasem jednak zmieniają te preferencje. I nie dzieje się to przypadkiem. To jest zewnętrzny przejaw zachodzących w ludzkich przemian duchowych. Przeważnie nie znają przyczyn swych skłonności, a jednak jakby bezwolnie, bez głębszego zastanawiania się, dokonują bardzo konkretnych wyborów. Dla kogoś rozumiejącego przestrzeń świątyni zachowania takie wiele mówią, nie tylko o aktualnym stanie duchowym człowieka, ale o czymś znacznie ważniejszym. Upodobanie do konkretnej sefiry powie o człowieku znacznie więcej niż on sam o sobie wie. Ale żeby to zauważyć nie wystarczą zwykłe uszy i oczy. Trzeba posiąść nowe uszy, którymi słyszy się Niesłyszalnego, trzeba posiąść nowe oczy, którymi widzi się Niewidzialnego. Dlatego czasami podchodził do kogoś i prosił by się przesiadł, lub przemieścił w inne miejsce, bo wprowadzał w tym, co winno być w doskonałej harmonii, zbyt silne zaburzenie. Nieraz wierny, który wzniósł się już nieco wyżej, nie umiał jeszcze rozpoznać odpowiedniego dla siebie miejsca, co wywoływało w nim samym niezadowolenie, miał trudności z modlitwą, czy ze skupieniem się. Po zmianie sefiry zazwyczaj natychmiast współbrzmiał z nowym miejscem i jego problem szybko znikał.
Jego miejscem, w tej uświęconej przestrzeni, jest Kether. Jest tu kapłanem i sługą wszystkich. Stając w świętym świętych, a nawet tylko zbliżając się do niego, gwałtownie się rozpada i jakby znika. Wie,że owszem, jest. Ale kim właściwie jest? Czy jest tym, co sam o sobie wie i może pomyśleć? Że jest skazanym na śmierć i cudem uratowanym dzieckiem, pierwszym w rodzinie nieobrzeżanym mężczyzną i na dodatek ochrzczonym, nie znającym ani ojca ani matki, która do ostatniej chwili, do ostatniego swego oddechu, modliła się o jego przeżycie. To wiedział bez wątpienia. Jednak stając tu, przy ołtarzu, zapominał i o tym. A więc kim?


--------------------
ddn


Ostatnio zmieniony przez dominikdano dnia Nie Maj 24, 2015 07:22, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Pon Lut 11, 2013 19:52    Temat postu:

Powrót do góry
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sro Lut 13, 2013 01:12    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zbyt skomplikowane czy nie moja tradycja? Nic nie rozumiem.
A propos tego rysunku Kabaly, to pojawil sie ponoc w kregach zbozowych wspomina o tym Haramein, co te kregi tlumaczy i rozumie czy z nimi komunikuje?.
Takze to YHWH czy Tetragrammaton (Potega Boga) jest u niego matryca sil wektorowych przestrzeni, rysunek Kabaly to rzut jego konstrukcji - trowymiarowego fraktala.
Ciekawe, duzo nowego tam. Na http://swietageometria.info/przekroczyc-horyzont-zdarzen
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Sro Lut 13, 2013 07:42    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzięki za linka do Nassima Harameina. Spokojnie potem obejrzę.
To tylko opowiadanie, w ktorym wykorzystałem podobieństwo układu urbanistycznego miasta i rzutu kościoła do kabalistyczngo drzewa życia. Nie upieram się, że owe przestrzenie zostały celowo tak pomyślane, ale też nie wykluczam takiej możliwości :) To niejako kwestia wiary. Kabalistyczne drzewo życia, jest analogią do systemu kundalini (czakry ziemi, czakramy człowieka), ale też czerpie z Platona i neoplatonizmu, który (cyt.) postrzegał świat jako hierarchię bytów, które wyłaniają się (emanują) z absolutu - bytu doskonałego, niepoznawalnego rozumowo, który nie jest ani duchem, ani ideą, ale czystą jednością. Z absolutu emanują kolejno coraz mniej doskonałe hipostazy:

* świat ducha, obejmujący dostępne rozumowi idee,
* świat duszy, której częścią są jednostkowe dusze ludzkie,
* świat materii, na której emanacja się kończy.

Światy te są wzajemnie ze sobą powiązane, dzięki czemu możemy odgadnąć ziemską przyszłość za pomocą astrologii i wróżb. Można też poprzez magię wpływać na procesy w wyżej położonych światach.

Schemat emanacyjny Plotyna był uszczegółowiony przez następnych filozofów neoplatońskich: Jamblich opracował szczegóły procesu emanacyjnego, do którego włączył jako nowe hipostazy mitologicznych bogów, aniołów, demonów i herosów. Do spekulacji religijnych dodano nowy wątek: zmuszania bogów za pomocą odpowiednio sprowokowanych zdarzeń do działania. Sztukę tę określano jako teurgię.

Neoplatonizm wywiódł nową etykę, która opiera się na myśli, że jak dusza ludzka zmuszona jest przez wcielenie, to znaczy narodziny w ciele, zejść do najniższego świata, popadając w grzech, tak może ona przebyć drogę powrotną w kierunku absolutu. Do tego celu służyły specjalne rodzaje cnoty: oczyszczające i upodabniające dusze do Boga (uświęcające). Jamblichos dodał do nich cnoty kontemplacyjne i paradygmatyczne. Syntezę etyki neoplatońskiej dał Proklos w nauce o Erosie, Prawdzie i Wierze. Eros - miłość do wyższego bytu - przygotowuje do poznawania Prawdy, Prawda doprowadza duszę do Wiary, a Wiara kończy wszelkie poznanie: dusza staje się pochłonięta przez to, co najdoskonalsze i w tym stanie spoczywa w milczeniu. To jest kres wszelkiego wysiłku i wszelkiego poznania.

za Wikipedią http://pl.wikipedia.org/wiki/Neoplatonizm
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Nina2



Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 3191
Skąd: Paris, France

PostWysłany: Sro Lut 13, 2013 22:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Te teorie znajduemy w kazdej religii (czy jej czesci ezoterycznej), wiec chyba naleza do 'philosophia perennis' czyli tej wiedzy wyzszej, z osobistego objawienia.
Ja chce teraz strescic ksiazke, gdzie autor (Vincenot) powiazuje sredniowieczne katedry, budowane w miejscach starozytnych dolmenow (czy swiatyn), "miejsc mocy" gdzie plyna prady podwodne a budowla ma je odpowiednio wzmacniac i na zebranych kierowac, w rezonansie do wlasnych energii.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Czw Lut 14, 2013 00:50    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tez tak mysle, jest to ta sama i stara wiedza, ale tu i tam inaczej przekazywana, czesto niestety tracac swoja wzniosle znaczenia i stajac sie trywialna zwykloscia, jak sefiry, ktore w potocznym znaczeniu skaralaly do prostackiej sfery. Co za upadek! :)
Chetnie przeczytam o tych sredniowieczych katedrach. Budowali je nie lada spece.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Czw Lut 14, 2013 10:19    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Świetnie się to ogląda i o kabale też ciekawie opowiada :)
http://www.youtube.com/watch?v=hdml1Z8l4Lo
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Nie Lut 17, 2013 09:05    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nassima Harameina ogląda się fajnie, ale jest to w istocie rzeczy niewiarygodny groch z kapustą. Traktuję to jako ciekawostkę, ale nie podzielam jego poglądów.

Natomiast poniżej są linki do serii wykładów prowadzonych przez Prof. Dr. Michaela Laitmana, w latach 2007 - 2009, wprowadzających w naukę kabała. Raw Laitman omawia w nich prace Baal Ha Sulama - Wstęp do "Wprowadzenia w naukę kabała" (Pticha)

http://www.youtube.com/watch?v=jqsu6HTCgpE
http://www.youtube.com/watch?v=hrNbSmquzOU
http://www.youtube.com/watch?v=a8aYJV8qR4U

... i następne - wyszukuje się je dość łatwo dopisując kolejny nr lekcji w wyszukiwarce.
Wykłady są klarownie prowadzone, co bardzo ułatwia zrozumienie tej, wydającej się tak z początku, zawiłej nauki. Ale dla mających już większą wiedzę o innych systemach mistycznych nie jest to wcale wielki problem.
Wydaje się "dopełniać" Dharmę, niejko z drugiej strony ją oświetlać. Budda nauczał metod i technik wyzwolenia się istot z cierpień samasary, bez zbędnego intelektualizowania na ten temat. Natomiast kabała właśnie spekuluje o przyczynach stworzenia świata egostycznego, w którym aktualnie się znajdujemy. Ale też daje sposób wyścia z niego. I o tym są te ww wykłady.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Sob Lut 23, 2013 10:48    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wykłady profesora Michaela Laitmana przypomniały mi dawną lekturę - "MISTYCZNE MIASTO BOŻE" Marii z Agredy. Autorka tego dzieła jeśli nie była adeptką kabały, to z bez wątpliwości ją poznała i się nią inspirowała, co widać już w drugim rozdziale księgi "Niezbadana Istota Boga. Postanowienie stworzenia świata", gdzie objaśnia etapy tej bożej kreacji. Nieco wcześniej ujawnia, że jest oświecona. Pisze to wprost //Dwie rzeczy wydają się szczególnie niezwykłe i, pomimo oświecenia, którego dostąpiłam, nie dają mi spokoju oraz poruszają moje serce.//, ale żeby nie być gołosłowną, również opisuje rzeczywistość (takość) z tego poziomu. Charakterystyczne są tu jej podkreślenia słowa "Teraz" w pierwszym rozdziale, w którym Bóg oznajmia jej powód i cel objawienia.
Dla mistyka lektura Mistycznego Miasta Bożego może być ciekawym odkryciem :)
Rozdział II Maria z Agredy kończy słowami:
Mówiłam w tym rozdziale w krótkich słowach i nieśmiałym językiem to, o czym napisad można by wiele książek. Jednak to, czego dowiedziałam się o tej wzniosłej tajemnicy, pobudza mnie do wtórowania pieśni duchów błogosławionych: „Święty, Święty, Święty jesteś Panie, Boże „Sabaoth!"
Sabaoth nie jest też przypadkowy. Odnosi się do świętego imienia (Tetragramatonu) JHWH Cewaot, które w chrześcijańskich tlumaczeniach bywa przekręcane właśnie w Sabaoth, a oznacza Pana Zastępów. To kabalistyczne, blijne wezwanie imienia Boga, którego czczą Cherubiny, Moce i Majestat.

http://pl.gloria.tv/?media=356395



O życiu i o cudach Marii z Agredy :)
http://www.eioba.pl/a/3umm/bilokacja-siostry-marii-coronel-de-agreda

http://www.viviflaminis-deogracias.pl.tl/Jak-Matka-Bo%26%23380%3Ba-pryjmowa%26%23322%3Ba-Komuni%26%23281%3B-%26%23346%3Bw-.-.htm
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Sob Lut 23, 2013 17:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kilka innych cytatów z Mistycznego Miasta Bożego Marii z Agredy na potwierdzenie kabalistycznej podbudowy tego utworu:

Straszliwa ta pycha pobudziła gniew Pański i Bóg rzekł do Lucyfera: "Niewiastata, której uczcić nie chciałeś, zetrze twoją głowę. Ona cię zwycięży i zniszczy twą władzę. I chociaż przez pychę twoją świat pozna śmierć, to jednak przez pokorę tej Niewiasty śmiertelnicy otrzymają życie i Zbawienie. Oni odbiorą zapłatę i otrzymają koronę, którą ty utraciłeś".
/ROZDZIAŁ III Stworzenie aniołów. Strącenie Lucyfera./

Korona jest w tym wypadku tożsama z najwyższą sefirą Kether.

------------
Szóstego dnia stworzenia Bóg ukształcił i stworzył Adama, jako mężczyznę trzydziestotrzyletniego; był to wiek, w którym miał umrzeć Jezus Chrystus. Adam został utworzony na podobieostwo Najświętszego Człowieczeństwa Chrystusa - pod względem ciała nie różnił się prawie od Niego, a i pod względem duszy był bardzo podobny do Chrystusa. Z Adama Bóg utworzył Ewę na podobieostwo Najświętszej Panny, tak że co do wszystkich rysów i postaci swojej była Jej podobną.
/ROZDZIAŁ IV Stworzenie przez Boga pierwszych ludzi. Popełnienie grzechu pierworodnego./

Liczby 6 i 33 w kabale mają swoją mistyczną treść.

6 - to liczba boskich proprcji i kerunków (razem z osią pionowa), jest też liczbą magiczną.

Liczbami istotnymi dla kabały są także tak zwane liczby magiczne, czyli te których suma dzielników, z wyjątkiem niej samej daje w efekcie tę liczbę. Do liczb magicznych należy cyfra 6 bo jej dzielniki 1, 2, 3 dają w sumie 6, także liczba 28, bo suma jej dzielników, 1 + 2 + 4 + 7 + 14 daje 28.

ale bardziej znacząca jest tu liczba 33.
33 - to liczba mistrzowska, w kabalistycznym drzewie życia odpowiada 32 emanacjom (10 sefir i 22 ścieżki, symbolizujące też 22 litery alfabetu hebrajskiego) + jedenasta sefira Da'at.

Jednak to co szczególnijsze, to Adam = Chrystus i Ewa = Maria. To dwie ważne emanacje w drzewie życia, o czym niżej.

--------------------
Od samego początku stworzenia Pan Bóg zważał na to, aby otwierać ścieżki i przygotowywad drogi, którymi odwieczne Słowo miało zstąpić na ziemię, przyjąć ludzkie ciało i obcować z ludźmi; były to także drogi, którymi ludzie mieli dojść do Boga, poznad Go, szukać, miłować i Jemu służyć, aby Go potem wiecznie chwalić i zażywać z Nim szczęścia. Nadszedł teraz czas, w którym według wyroku Boskiego miała zostad stworzona owa cudowna, przyobleczona w słońce Niewiasta, która ukazała się w niebie a przeznaczona była ku rozweseleniu i wzbogaceniu całej ziemi. /ROZDZIAŁ VI Niepokalane Poczęcie Maryi./

Jest tu wyraźny opis kabalistycznego drzewa życia. A przyobleczona w słońce Niewiasta reprezentuje następujące atrybuty:

Oprócz powyższych cnót Boskich, Maryja posiadała cnoty moralne i naturalne w stopniu cudownym i nadprzyrodzonym, zaś szczególnym objawem łaski były przeznaczone dla Niej dary i owoce Ducha Świętego. Maryję cechowała szczególna umiejętnośd rozpoznawania wszystkiego, co w zakresie zjawisk naturalnych i nadprzyrodzonych wynika z wielkości Boga. Od pierwszego, zatem momentu istnienia, jeszcze w łonie matki, Maryja była najmądrzejszą, najbardziej uczoną i oświeconą we wszystkim cokolwiek odnosi się od Istoty Bóstwa; odróżniało Ją to od jakiegokolwiek innego stworzenia, które kiedykolwiek istniało lub istnied będzie. Maryja rozumiała wielkośd darów otrzymanych od Stwórcy i składała Mu za nie najpokorniejsze dzięki.
/jw./

Innymi słowy odpowiednikiem Marii = Ewy w kabalistycznym drzewie życia jest sefira Bina i wyznacza ona jego żeńską kolumnę (gałąź).

Maria też innym miejsu tego rozdziału, na wzór kabalistów, posługuje się symboliką liczb:

Potem Najwyższy wyznaczył aniołów, którzy mieli pełnić wzniosłą służbę strzeżenia i towarzyszenia Maryi. Najpierw Bóg wybrał po stu aniołów z każdego z dziesięciu chórów. Następnie dodał dwunastu innych, którzy w widocznej postaci, z symbolami i znakami Zbawienia, stać mieli u Jej boku. Jest to tych dwunastu, — o których wspomina Ewangelista w dwudziestym pierwszym rozdziale swych objawień - strzegących dwunastu bram Miasta. Oprócz tego Pan wyznaczył jeszcze osiemnastu z najmniejszych aniołów, którzy schodząc i wchodząc po drabinie Jakubowej pełnić mieli rolę posłańców pomiędzy Panem a Królową. Na czele wszystkich tych aniołów Pan postawił siedemnastu serafinów, wybranych spośród najwyższych i najbliżej tronu Bożego stojących. Mieli oni rozmawiad z Królową niebios, przebywać z Nią i oświecać. Tak więc blisko tysiąc aniołów zostało przeznaczonych do ochrony i obwarowania "Miasta Bożego" przeciwko piekielnym zgrajom.

Przykładowe znaczenie symboliczne ww liczb:
10 - to 10 sefirot.
12 - to pełnia i doskonałość. 12 = 3 x 4 czyli liczba boska razy liczba ludzka.
17 - to zwycięstwo, co mogłoby zapewnić sukces
18 - to niewola, również jako symbol szatana 6+6+6
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dominikdano



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 706

PostWysłany: Nie Lut 24, 2013 07:53    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Książka Marii z Agredy nie jest dziełem literackim, a spisane w niej "objawienia" autorki bez wątpienia są wyobrażeniami. Jest to raczej rodzaj instrukcji czy przewodnik po jej szkole duchowości ujęty w takiej właśnie formie. Być może miał rację jej spowiednik, że pierwszą wersję dzieła spalił w piecu i to on powinien być teraz wyniesiony na ołtarze zamiast autorki.
W ewangeliach nie ma niczego co by świadczyło o jakiś wyjątkowych przymiotach matki Jezusa. Jedyną kobietą, której umysł doceniał Jezus była inna Maria, bliska mu zresztą kobieta, znana jako Maria Magdalena, która też była jego uczennicą i w początkach chrześcijaństwa rozpowszechniał się jej kult, który kościół stłumił i zastąpił kultem Jego matki.
W kabalistycznym drzewie życia, jako para powinni być reprezentowani w najwyższych sefirach Maraia Magdalena jako Bina i Jezus jako Chochma które emanują z samego absolutu Keter. Tym bardziej, że wielu sądzi, że byli oni małżeństwem, a ostanio pojawił się nawet stary pergamin, na którym Jezus mówi o Marii, że była Jego żoną.
http://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/687425,Zona-Jezusa-Naukowcy-odkryli-kolejny-apokryf
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Reklama






Wysłany: Nie Lut 24, 2013 07:53    Temat postu:

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum smierc Strona Główna -> Moderowane przez ddn Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

smierc  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group